Zapoczątkowany powieścią „Czas pomsty” cykl Macieja Liziniewicza o Żegocie Nadolskim, herbu Bojno udatnie zapełnia lukę w gatunku polskiej powieści historycznej, jaka nastała choćby po migracji choćby Jacka Komudy w kierunku tematyki II wojny światowej. „Mroczny zew” to kontynuacja losów Nadolskiego i jego kompanów, równie sprawnie napisana, choć utrzymana bardziej w konwencji kryminalnej, niż przygodowej, jak pierwsza.
Z jednej strony niepokojącym wydał się sam zamysł powieściowy, bo oto nasz bohaterski szlachcic zdaje się nie móc zaznać spokoju po perypetiach z poprzedniego tomu i ponownie zostaje uwikłany w niebezpieczne historie, w dodatku z gruntu nie tyczące jego samego bezpośrednio. Czyniłoby to samą oś fabuły opartą na dość sztampowej konstrukcji turowych misji, nie cechujących się przesadną oryginalnością. Co tom, to Nadolski wpadałby w nowe kłopoty, zmuszające go do długich, pełnych potyczek i niebezpieczeństw podróży i nadstawianiu karku w imię czyichś interesów. Jednak już początek lektury nieco te obawy rozwiewa, bowiem Liziniewiczowi udało się na tyle sprawnie nakreślić powieściowy plan, by uniknąć schematyczności i zbyt otwartych powiązań w warstwie konstrukcyjnej z tomem pierwszym. W dodatku mocno na pierwsze pole wychodzą znani z „Czasu pomsty” kompani Nadolskiego – Stiller i Murray. W „Mrocznym zewie” to oni w dużej mierze – przynajmniej w pierwszej połowie książki – zdają się grać pierwsze skrzypce, a sam Żegota schodzi niejako na drugi plan, traktowany jako uzupełnienie, motywowane zresztą głównie jego szlacheckim honorem i lojalnością. Zabieg prosty, ale bardzo dobry. Nie dość, że poznajemy bliżej kolejne znaczące dla cyklu postaci, to i jednocześnie udaje się autorowi uniknąć kreacji Nadolskiego na jakiegoś super herosa, który sam jeden za wszystkich załatwia wszelkie problemy. Tutaj mamy równomierniejsze rozłożenie akcentów, silniejsze zaznaczenie ról poszczególnych bohaterów.
Mniej jest tu akcji, takiej żywiołowej, emocjonującej, wartkiej, jak w pierwszej części. Co nie znaczy, że zawiewa nudą. Ot, inny koncept fabuły, wymuszający mniejsze tempo zdarzeń, swoistą większą stagnację. Liziniewicz sięga po konwencję historycznego kryminału, więc mamy w dużej mierze skupienie się na śledztwie prowadzonym przez naszych bohaterów, a to – siłą rzeczy – nadaje ton całej powieści i nieśpieszne tempo akcji.
Znów zachwycają starannie nakreślone realia historyczne. Widać, że twórca dobrze się w nich czuje, ale i jest merytorycznie solidnie przygotowany. W tej powieści domieszka fantasy i grozy jest może mniej obszernie zaimplementowana, co jednak nie oznacza jej braku. Polski folklor jest tutaj równie znaczący i silnie reprezentowany, jak realizm historyczny, co sprawia, że „Mroczny zew” nie tylko trzyma poziom części pierwszej, ale chyba wręcz go przewyższa.
Widać, że Liziniewicz uczy się swojego literackiego warsztatu, rozwija go z powieści na powieść. Stara się unikać sztampy, jednocześnie nie odbiegając od wybranej przez siebie estetyki. Dzięki tym zabiegom z jednej strony wiemy, czego się spodziewać po kolejnej części, a z drugiej nie ma obaw, że kolejna książka oprze się na takim samym schemacie fabularnym.
„Mroczny zew” spodoba się miłośnikom prozy historycznej – zwłaszcza przez niewielką ilość elementów fantastycznych w tym tomie – oraz tym, którzy zadowoleni byli z lektury „Czasu pomsty”. Fascynaci powieści awanturniczo – przygodowych też znajdą tu coś dla siebie. Najbardziej zawiedzeni mogą czuć się ci, którzy oczekują klasycznej fantasy osadzonej w polskich realiach ( jak np. proza Rafała Dębskiego z cyklu „Piastowskie fantasy”). Bliżej Liziniewiczowi jednak do sarmackich klimatów Komudy z cyklu „Orły na Kremlu” i miłośnikom tego typu powieści „Mroczny zew” winien przypaść do gustu.
Mroczny zew
Nasza ocena: - 90%
90%
Maciej Liziniewicz. Wydawnictwo Dolnośląskie 2020