Gorący temat

Negalyod. Ostatnie słowo – śladami Moebiusa [recenzja]

Po dwóch i pół roku od premiery pierwszego tomu możemy cieszyć się kontynuacją “Negalyodu” Vincenta Perriota. I “cieszyc się” to właściwe określenie oddające wrażenia z lektury komiksu, który w wielu momentach zachwyca stroną graficzną, a treścią skłania do refleksji.

Kontynuacja francuskiej serii to w zasadzie zaskoczenie. Wydawało się, że w pierwszym tomie dostaliśmy zamkniętą historię, rodzaj ekologiczno-cyberpunkowej postapokalipsy (na dodatek z dinozaurami!), w której sprawy po wybuchowym finale wróciły na stare tory. Hektolitry wody rozlały się z rurociągów po całej planecie, sztuczna inteligencja poszła w odstawkę, ludzie poczuli smak wolności. Świat na oczach bohaterów zmienił się, ale jak się okazuje, zamiast spodziewanej harmonii, w drugim tomie zaczyna królować chaos. Miasta rządzone przez sztuczną inteligencję były bądź co bądź rządzone silną ręką i dobrze zorganizowane, teraz nadchodzi czas bezprawia. Rozległe stepy, na których Yarri zajmował się dinozaurami poznikały pozalewane wodą i odtąd suchy ląd to luksus, narażony niestety na ataki piratów. W tej nowej rzeczywistości z przeciwnościami losu walczą wspólnie Yarri i Korenzie, którzy razem z ze swoimi dwoma córkami (widzimy je obie na okładce komiksu)tworzą dla niedobitków ludzkości nową enklawę. Los nie jest jednak dla nich łaskawy. Więcej – nie jest łaskawy dla żadnego mieszkańca planety, bo jak mówi przepowiednia z tajemniczej książki Yarriego, nadchodzi potężny huragan który zatop i zniszczy resztkę zamieszkałych lądów. 

Tym razem fabuła “Negalyodu” rozciąga się na długie lata i to w tempie, do którego przyzwyczaił nas Vincent Perriot w poprzedniej odsłonie. Wydarzenia toczą się tu błyskawicznie, w pierwszej połowie powodując nawet dezorientację czytelnika, ale spokojnie, autor sukcesywnie wypełnia kolejne fabularne luki. Najważniejsze jest to, że ta opowieść rozrasta się poza formę przygodówki z ambicjami, proponując nam alegoryczną wizję ludzkości w przełomowych momentach.To ludzkość narażona na katastrofy, ludzkość próbująca przetrwać, której potrzeba o wiele więcej, niż tylko podstawowe środki wystarczające by dalej funkcjonować w nieprzyjaznej rzeczywistości. W ten sposób twórca wkracza w metafizyczne rejony, uderza w tony mistyczne, a różnego rodzaju symbolika na przemian z oniryzmem zaczyna coraz częściej przenikać fabułę. 

Przed lekturą drugiego tomu warto przypomnieć sobie pierwszą część. Ponowna lektura nie jest już tak błyskawiczna, bo więcej uwagi zwraca się na detale, na pełen szczegółów świat przedstawiony na olbrzymich kadrach. Ta pierwsza opowieść była w jakimś sensie dziewicza, z próbą szukania różnych środków wyrazu, ale już tam mieliśmy odczucie, że Perriot chce by jego historia nie tylko zaintrygowała, ale i pochłonęła czytelników. Nie do końca udało się to za pierwszym razem, przy eksploracji dobrze znanych motywów. W drugim tomie twórca wkracza już na właściwe tory, splatając ducha przygody z uniwersalną wizją, w której niczym w zwierciadle przegląda się nasza zmęczona ludzkość, wciąż szukająca duchowych uniesień. To, że rysunki Perriota przypominają prace Moebiusa to komplement, bo Perriot okazał się z albumu na album pojętnym uczniem, który niczym ów legendarny twórca, potrafi rozsadzić od wewnątrz swoją historię i zostawić czytelnika niezwykle usatysfakcjonowanego tą komiksową podróżą. Więc może już nie tyle uczeń, co spadkobierca Moebiusa? Jeśli chcecie się o tym sami przekonać, warto sięgnąć po drugą odsłonę “Negalyodu”.

Negalyod. Ostatnie słowo

Nasza ocena: - 80%

80%

Scenariusz i rysunki: Vincent Perriot. Tłumaczenie: Maria Mosiewicz. Egmont 2022

User Rating: Be the first one !

Tomasz Miecznikowski

Filmoznawca z wykształcenia. Nałogowy pochłaniacz seriali. Kocha twórczość Stephena Kinga i wielbi geniusz Alana Moore'a. Pisał artykuły do "Nowej Fantastyki" i Instytutu Książki, jego teksty i recenzje ukazują się na portalach fantastyka.pl i naekranie.pl. Wyróżniony przez użytkowników fantastyka.pl za najlepszy tekst publicystyczny 2013 roku.

Zobacz także

Kajko i Kokosz. Złota Kolekcja tom 6 – czekam na więcej od Christy! [recenzja]

„Kajko i Kokosz” to niewątpliwie najważniejsze komiksy z okresu dzieciństwa, jakie znam. Owszem, niejedyne. Zaraz …

Leave a Reply