Gorący temat

Opowieści o Ojczyźnie – głos w obronie Rosji [recenzja]przedpremierowo 

„Opowieść o Ojczyźnie” Dmitrija Glukhovsky’ego to – ponownie, po choćby znakomitym zbiorze „Witajcie w Rosji” – głos w obronie Rosji. Tak, obronie Rosji, ale nie tej zawłaszczonej przez ślepo wierne i posłuszne legiony pokracznych klakierów głowy państwa, ale takiej Rosji, jakiej już dawno nie ma.

Zbiór „Opowieści o Ojczyźnie” to quasi – ironiczny zestaw literackich portretów. Autor nie stroni tutaj od obnażania miałkości i nijakości prawdziwej natury rosyjskich elit, spasionych na społecznej tkance, na gospodarczej eksploracji, na zawładnianiu wszystkiego, co tylko możliwe do zawładnięcia. I – rzecz jasna – nie w imię ogólnego dobrobytu, ale wzbogacania się wybranych jednostek, za milczącym przyzwoleniem władzy, za jej niewyartykułowanym roszczeniem do regularnie składanej kontrybucji.

Kreuje Glukhovsky w tych opowiadaniach obraz gorzko – prześmiewczy, odwołując się do satyry jako środka umożliwiającego pisanie o najbardziej dotkliwych przywarach Rosji obecnej w sposób żartobliwy, ale równocześnie bardzo dosadny. I nie ma już znaczenia, czy przyglądamy się konfliktowi na tle etnicznym w szeregach rosyjskiej armii, który doprowadza do nuklearnego konfliktu. Czy rosyjskiemu Prezydentowi radzącemu się w sprawach wagi państwowej pluszowego misia (który mówi), byle zdołać wyrwać się spod żelaznej kurateli Premiera. Czy może obserwujemy szalony, niepohamowany pęd ku władzy pewnego, niczym nie wyróżniającego się obywatela, sięgającego po najwyższe (do pewnego stopnia oczywiście) stanowiska administracyjne, dzięki sutym daninom składanym do odpowiedniej windy. Czy może też wędrujemy za Nikołajem Pawłowiczem po administracyjnych gmachach rosyjskiego systemu w poszukiwaniu sprawiedliwości, odkrywając istotną ich fasadowość. Wszystkie te sceny, te obrazy, te historie składają się na śmieszno – gorzki, tragiczny w swej esencji portret państwa iluzorycznego, które stało się niczym innym, jak cieniem samego siebie, rozmienione na drobne, rozprzedane, zmienione w aktywa na szwajcarskich kontach i w opancerzone limuzyny, zza których kuloodpornych szyb świat wygląda zupełnie inaczej, a zwykli, szarzy ludzie, ledwie wiążący koniec z końcem są tylko pożywką dla coraz to nowych, byle intratnych biznesów wierchuszki.

To fantastyka, ale w tej odmianie, jaką literatura lubi określać mianem „realizmu magicznego”. Odkształcająca świat przedstawiony, wypaczająca go, tu akurat w sarkastycznym, ponurym tonie. Balansująca na granicy pozornie fikcyjnej antyutopii, boleśnie uświadamia co krok, że wiele z przedstawionych tutaj, fantasmagorycznych wizji oddaje realizm współczesnej Rosji, nie jest zaś wymysłem nadpobudliwej wyobraźni autora.

Zauważalne jest już w samej warstwie konstrukcyjnej, w przypisywaniu ról bohaterom, że opowiadania te powstawały na przestrzeni ostatnich –nastu lat. Wystarczy zwrócić uwagę na zmieniające się znaczenie i dzierżoną wszechwładzę raz Prezydenta, raz Premiera – które to odzwierciedlają pozorne przetasowania na szczeblach rosyjskiej władzy. Ale niezależnie od nich, sytuacja społeczno – polityczna za naszą wschodnią granicą nijak się nie zmienia – chyba, że na gorsze, dążąc do coraz głębszego regresu zasad i obywatelskiej przyzwoitości w obszarze działania tych, którzy z racji przynależnej im pozycji winni dawać przykład. A jedyne, do czego są zdolni, to służalcze łaszenie się i zabieganie o względy, wynikające ze świadomości, jak łatwo zostać strąconym z piedestału przez kaprys panującego.

Glukhovsky jest nieodrodnym synem swej ojczyzny, co uwidacznia się nie tylko w tym zbiorze opowiadań, ale i poniekąd w całej jego twórczości. Od wspomnianego tomu „Witajcie w Rosji”, poprzez choćby nie mniej wart uwagi powieściowy „Tekst”. Jest synem Matki Rosji, uchodźcą na wygnaniu, który – choć uznany za wroga – nadal tęskni za domem. Za domem, którego już nie ma.

I owszem, rozumie aż nadto Glukhovsky, że jego dom, jego ojczyzna dalekie były (i są) od ideału. Zna dobrze ich wady, przywary, niedoskonałości, kształtujące ich obraz, istotę, kwintesencję, która sprawia, że Rosja okazywała się być dotychczas niejako stanem umysłu. Ma świadomość systemowych błędów, patologii, wypoczwarzenia społecznego. Ale z jednoczesną pamięcią o kulturowym dorobku, o społecznej wartości „zwykłego człowieka”, ale też o historycznym znaczeniu niegdysiejszej rosyjskiej potęgi, roztrwonionej obecnie przez opętanego żądzą władzy i potęgi psychopatę, który sam wzniósł się na prawie że boski – w realiach rosyjskiej hierarchii – piedestał.

Ocenia Glukhovsky Rosję surowo, nie wahając się wytykać błędów, obnażać patologii, opisywać wynaturzeń, które istnieją dzięki milczącemu przyzwoleniu, dzięki systemowej aprobacie. Ba, wręcz wsparciu establishmentu. Ale wskazuje je człowiek tęskniący za normalnością. I za swoim krajem, za miejscem urodzenia, za ojczyzną, z którą się identyfikuje i którą kocha. Pomimo, że okazała się – w obecnym kształcie – wyrodnym rodzicem. I my – Polacy – historycznie wiele razy dający przykład modelowej wierności i miłości ojczyźnianej, wbrew jej licznym przywarom – powinniśmy dobrze to rozumieć. Glukhovsky – wygnaniec kocha Matkę Rosję, jak kochali i nasi liczni, na przestrzeni dziejów, uchodźcy. I w podobny sposób ma odwagę – wraz z odczuwaną powinnością – mówić o jej bolączkach, o tych chorobach, które nieustannie, od lat ją trawią, wiodąc ku przepaści.

Nie wiem, czy doszukiwałbym się pewnego rodzaju wizjonerstwa w prozie Glukhovsky’ego. Czy wskazywałbym konkretniej na jego w domyśle trafne przewidywania dotyczące obecnych działań Rosji – państwa. Mam wrażenie, że to bardziej udana próba portretu, pewnego dualistycznego zobrazowania rosyjskiej rzeczywistości, wyraźnie podzielonej na będącej u szczytów oligarchię i cały aparat państwowości, przemienionej w przestępczo – biznesowy konglomerat i pozostałą część społeczeństwa, prowadzoną niczym baranki na rzeź, niejako niezdolną do reakcji, bowiem zbyt mocno już, latami indoktrynacji oraz powolnego, systemowego, mentalnego zniewalania otumanioną. Rozproszoną, ale też zorientowaną li tylko na chęć przetrwania. Zdegenerowaną świadomie i celowo, byle wzbudzić instynktowne odruchy w miejsce stłumionego do granic możliwości człowieczeństwa. I choć mam opory przed takim zupełnym rozgrzeszaniem z braku reakcji rosyjskich obywateli ogółem, przed takim przyznaniem im otwarcie braku jakiejkolwiek odpowiedzialności, to poniekąd rozumiem ten tragiczny głos Glukhovsky’ego. On nie stroni od pokazywania wad swoich rodaków. On ich nie wybiela, nie uniewinnia ad hoc. Ale raczej próbuje pokazać światu, dlaczego stali się ofiarami systemu, jaki przez całe lata pracował, by ich nimi uczynić.

„Opowieści o Ojczyźnie” to ponowny głos w obronie Rosji, jakiej już nie ma. Ale do jakiej Glukhovsky – syn swojego narodu – wciąż tęskni. I to głos o tyle nie najświeższy (bo przecież autor zbioru mówi to samo od dawna), to obecnie nabierający niejako nowego znaczenia. I być może obecnie staje się on głosem, który ma szansę trafić na podatniejszy, niż wcześniej grunt? I nie przeminąć, tak boleśnie, bez większego echa? Teraz, kiedy wszystkie oczy zwrócone są na Wschód, Glukhovsky postanowił pokazać Rosję swoimi oczami. Oczami Rosjanina. Prawdziwego portretu chyba zobaczyć nie zdołamy.

Opowieści o Ojczyźnie

Nasza ocena: - 85%

85%

Dmitry Glukhovsky. Tłumaczenie: Paweł Podmiotko. Wydawnictwo Insignis 2023

User Rating: Be the first one !

Mariusz Wojteczek

Rrocznik '82. Kiedyś Krakus z przypadku, teraz Białostoczanin, z wyboru. Redaktor portali o popkulturze, recenzent, publicysta. Współtwórca i redaktor portalu BadLoopus – W pętli popkultury. Pisze opowiadania, które dotychczas publikował m.in. w Grabarzu Polskim, Okolicy Strachu, Bramie, Histerii oraz w antologiach, jak „Słowiańskie koszmary”, „Licho nie śpi”, „City 4”, „Sny Umarłych. Polski rocznik weird fiction 2019”, „Żertwa”, „The best of Histeria”, „Zwierzozwierz” i „Wszystkie kręgi piekła”. Laureat czwartego miejsca w konkursie „X” na dziesięciolecie magazynu Creatio Fantastica. Wydał autorskie zbiory opowiadań: „Ballady morderców” (Phantom Books 2018) oraz „Dreszcze” (Wydawnictwo IX 2021) oraz powieść „Ćmy i ludzie” (Wydawnictwo IX 2022). Pracuje nad kilkoma innymi projektami (które być może nigdy nie doczekają się ukończenia). Miłośnik popkultury i dobrej muzyki, nałogowy zbieracz książek, komiksów i płyt. Zakochany bez pamięci w swojej żonie Martynie oraz popkulturze – w takiej właśnie kolejności.

Zobacz także

Serce pustyni – awanturniczo – przygodowa seria, jakiej nam brakowało [recenzja]

Robert Karcz powraca. A ja, jeśli przy pierwszej części – „Honor złodzieja” – jeszcze wahałem …

Leave a Reply