Ósmy tom serii “Punisher Max” to jej nowe otwarcie. Era Gartha Ennisa się skończyła, a jego miejsce zajął Jason Aaron, scenarzysta znany wówczas raczej z solidnych opowieści superbohaterskich niż późniejszych soczystych kryminałów pokroju “Scalped” czy “Bękartów z Południa”. Twórca nie przeskoczył poprzeczki postawionej przez poprzednika ale z sukcesem wyrównał rekord i pozostawił po sobie kapitalne wrażenie.
Aaron już na starcie nie miał łatwego zadania. Ennis opowiedział wręcz kompleksową historię Punishera, do tego tak charakterystyczną, soczystą i pełną emocji, że dopisywanie do niej ciągu dalszego nie miało większego sensu. Aaron znalazł jednak sposób aby sprostać oczekiwaniom, wykorzystał sprawdzone chwyty i gdyby nie nazwisko na okładce, jego podejście do postaci Pogromcy można by pomylić z tym ennisowkim.
W albume znajduja się dwie opowieści. Pierwsza wykorzystuje motyw zastraszonych rodzin mafijnych szukających ostatecznego sposobu pozbycia się Punishera. Z pomocą przychodzi miejski mit o Kingpinie, królu mafiozów który ponoć trzęsie całym przestępczym światkiem. Działania podjęte przez mafiozów mają zmusić Castle’a do popełnienia błędu i wystawienia się na ostrzał. Biedni gangsterzy nie zdają sobie jednak sprawy, że znaleźli się między młotem a kowadłem. Aaron w tej historii traktuje Punishera raczej jako zapalnik do przedstawienia dosyć oryginalnej genezy Kingpina, gdzie dochodzi do siłowego, bezwzględnego i opatrzonego niewinnymi ofiarami przejęcia władzy. Autor świetnie nakreślił postać Fiska, jego motywacje, żądze i drogę jaką przebył by ostatecznie stać się jednym z najbardziej znanych łotrów świata Marvela.
W drugiej części albumu na arenę działań wkracza Bullseye – wybitny zabójca wynajęty przez Kingpina do zlikwidowania Punishera. I tu robi się jeszcze ciekawiej, bowiem Aaron całkowicie obnaża antagonistę,na którego skuteczność składają się determinacja, brak sumienia, bezkompromisowość i ogromna dawka szaleństwa. Obnaża też jego metody, które zakładają czasochłonny stalking i całkowite poznanie ofiary od strony psychologicznej. Autorowi udało się odnaleźć oryginalną formułę na tę postać i uczynić z niej prawdziwą gwiazdą albumu. Do tego dorzucił jeszcze inną perspektywę do genezy samego Punishera, co postawiło go w zupełnie innym świetle.
Za ilustracje odpowiada Steve Dillon, rysownik znany z kart “Kaznodziei” i kilkukrotnych występów przy Punisherze Gartha Ennisa. Jego czysta, precyzyjna kreska nosząca znamiona stylu realistycznego wiernie oddaje naturalistyczny styl opowieści, ułatwiając sprawne prześlizgiwanie się między wątkami.
Jason Aaron dodał interesującą i równie solidną cegiełkę do dziejów Franka Castle’a, sprawiając, że serię wciąż czyta się z wypiekami na twarzy. Przed nami jeszcze jeden album jego autorstwa i konkluzja wybuchowego cliffhangera z jakim zostawił nas w pierwszym tomie. Liczę, że jest na co czekać.
Punisher MAX, tom 8. Scenariusz: Jason Aaron. Rysunki: Steve Dillon. Egmont 2020
Ocena: 8/10