Gorący temat

Venom, tom 4 – powrót do formy [recenzja]

Były chwile, że czytając serię pisaną przez Donny’ego Catesa można było zwątpić w jej sens i fabularną jakość. W czwartym tomie wszystko wraca na dobre, sprawdzone tory z pierwszej odsłony i znowu chce się “Venoma” czytać.

Czwarty tom “Venoma” to ponownie komiks pokaźnych rozmiarów, na dodatek z pobocznymi zeszytami kreującymi oczekiwanie na nadchodzący event “Król w Czerni”, który ma być finałem opowieści Donny’ego Catesa. Dlatego właśnie zaczynamy niniejszy zbiór od mocnego akcentu w postaci zeszytu “Web of Venom. Wraith # 1”, który nawiązuje do nadchodzących wydarzeń od bardzo zaskakującej strony i jednocześnie pokazuje, że przyszły konflikt wcale nie będzie jednowymiarowy. Bohaterem tej historii jest raczej mało oczywisty dla polskich czytelników Zak-Del z rasy Kree, znany w uniwersum także pod innymi, charakterystycznymi imionami (Wędrujący Wiatr, Zjawa itd.). Na jego kosmicznej drodze staje Knull (który wciąż jest jeszcze daleko od Ziemi) i koniec końców bohater tej krótkiej opowieści rusza w poszukiwanie Eddiego Brocka, który jest kluczową postacią w nadciągającym starciu. W finale dostajemy jeszcze bardzo ciekawy cliffhanger, dzięki któremu nabieramy apetytu na event, ale spokojnie, to jeszcze nie teraz! Na razie, w czwartym tomie uwaga Catesa będzie skupiona na relacjach Eddiego i jego syna Dylana i póki nie wyjaśniają się pewne sprawy między nimi, póty konflikt będzie się mocno, ale jednak tylko tlił.

W czwartym tomie dostajemy dwie główne duże  opowieści poprzetykane wspomnianymi mniejszymi, ale znaczącymi zeszytami. O pierwszym z nich było wyżej, w ostatnim zaś (“Web of Venom. Empyre’s End #1”) znowu znajdziemy się w kosmicznej scenerii, by móc obserwować kłopoty Skrulli, nieświadomych jeszcze zagrożenia ze strony Knulla. W tej opowieści prym wiedzie Talos (czyli nasz znajomy z kinowo-serialowego Marvela), a całość stanowi ona udaną codę do wszystkich dramatycznych wydarzeń z czwartego tomu. 

Teoretycznie ojciec i syn mają już z głowy Carnage’a, ale symbiont jest na tyle zajadły, że zdołał jakoś dostać się do głowy Eddiego i próbuje przejąć nad nim kontrolę. Podobne przeżycia ma Dylan, który skwapliwie ukrywa przed ojcem mały wycinek symbionta i uczy się z niego korzystać. Balansowanie chłopca między szerzącym się wpływem Knulla, a zwykłą ciekawością dotyczącą możliwości współpracy z symbiontem to ważna część czwartego tomu, jednak bardziej pochłania nas to, co przeżywa Eddie, który – proszę bardzo – dzięki ostatnim zasługom dostał zaproszenie do Avengers. Nie jest jednak gotowy na pełnienie służby w szeregach superbohaterów, bo najpierw musi poradzić sobie z własnymi demonami. 

W tym właśnie fragmencie komiksu, rozgrywającym się na Wyspie Kości znowu wraca mroczne szaleństwo, które poczuliśmy w pierwszym tomie serii, czyli na początku nowej, długiej drogi Eddiego. Dialogi z wnętrza głowy, siłowanie się z wpływami symbionta Cletusa i wciąż zacieśniająca się więź z oryginalnym Venomem to rodzaj superbohaterskiej psychodramy, w której Cates nie boi się pokazać istotnych konsekwencji tych współzależności. Szaleństwo trwa, ale Eddie nie ustaje w próbach jego zniwelowania, co zawsze stanowi świetną pożywkę dla rysowników. Co prawda w tej serii widzieliśmy Venoma już w tylu postaciach, że chyba nam się zaczął przejadać, ale kolejni artyści nie ustają w próbach zaskakiwania czytelnika. Ta opowieść to dzieło Marka Bagleya, który stara się podkreślić zarówno człowieczeństwo Eddiego, jak i demoniczną naturę jego współzależności z symbiontami i graficznie wychodzi mu to bardzo dobrze. A po drodze mamy jeszcze przerywniki innych rysowników, które uzupełniają tę historię. 

Kolejna runda rozpoczyna się od zeszytu z Free Comic Book Day “Spider-Man/Venom”, w której pojawia się nowy przeciwnik o imieniu Virus, wyposażony w arsenał zdolny skutecznie działać przeciw symbiontom. A jak przeciw symbiontom, to również przeciw Eddiemu i Dylanowi. Jednak chyba nikt się nie spodziewa, dokąd ten kolejny pojedynek zaprowadzi parę bohaterów.

W tym miejscu należy powiedzieć stop, żeby zbytnio nie spojlerować, ale dostajemy chyba najciekawszy, najbardziej pomysłowy fabularnie i jednocześnie nakierowany na rodzinne relacje bohaterów rozdział tej opowieści. “Venom Beyond” jest pełen niespodzianek do tego stopnia, że zapominamy o czającym się zagrożeniu zaaferowani aktualnymi przygodami Eddiego i Dylana. Donny Cates, podobnie jak w najnowszym “Thorze” zaczyna świetnie bawić się swoją historią i jej różnymi wariantami pokazując nam, że czasami nie trzeba się nigdzie spieszyć i pędzić w stronę eventu, jeśli ma się coś naprawdę dobrego i ciekawego do opowiedzenia. Talent Catesa lśni tutaj pełnym blaskiem, a ta kilkuczęściowa historia pokazuje, że w Marvelu wciąż są opowieści, które naprawdę chce się czytać. Przed nami już tylko finał, na który nie musimy długo czekać, jest tuż tuż, a na razie możemy cieszyć się tą epicką w swym wymiarze i zarazem skupioną indywidualnych problemach bohaterów historią. Z dużą ciekawością przeczytam jej zakończenie. 

 

 

Venom, tom 4

Nasza ocena: - 75%

75%

Scenariusz: Donny Cates i inni. Rysunki: Mark Bagley i inni. Tłumacznie: Zofia Sawicka. Egmont 2023

User Rating: Be the first one !

Tomasz Miecznikowski

Filmoznawca z wykształcenia. Nałogowy pochłaniacz seriali. Kocha twórczość Stephena Kinga i wielbi geniusz Alana Moore'a. Pisał artykuły do "Nowej Fantastyki" i Instytutu Książki, jego teksty i recenzje ukazują się na portalach fantastyka.pl i naekranie.pl. Wyróżniony przez użytkowników fantastyka.pl za najlepszy tekst publicystyczny 2013 roku.

Zobacz także

RIP, tom 6. Eugene: Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy – siły zewnętrzne [recenzja]

Po dwóch i pół roku od wydania pierwszego tomu serii wreszcie dostajemy jej finał. Tytułową  …

Leave a Reply