„Western” duetu Rosiński / Van Hamme to historia z jednej strony pięknie, naprawdę pięknie namalowana, z dbałością o szczegóły i precyzją charakterystyczną dla Rosińskiego z lat najwyższej formy, a jednocześnie dość kiczowata opowiastka, najeżona nieprawdopodobnymi wręcz zbiegami okoliczności i mocno absurdalnym twistem w finale… którą zaskakująco dobrze się czyta!
To właśnie lubię w komiksach. Tę swobodę kreacji i prawo do serwowania czystej, pulpowej rozrywki, której absurdalność nie wyklucza radości z lektury. Historia rozpisana przez VanHamme’a nie jest ani zbyt logiczna, ani prawdopodobna. Nacechowana przypadkowością, która zaskakująco splata losy dójki dzieciaków – od intrygującego wstępu, po zaskakujący, choć mocno przerysowany finał. Okraszona wątkiem nieszczęśliwego, niespełnionego romansu rzeczywiście potrafi – paradoksalnie – przykuć uwagę czytelnika. I dostarczyć dobrej rozrywki, cechującej sprawnie przygotowane produkty popkultury, nie mające może cech arcydzieła, nie będące trafnymi komentarzami do otaczającego świata, ale sprawiającymi, że na chwilę, na czas lektury, oderwiemy się do przyziemnych spraw.
Tym razem klasyczna historia westernowa, o rewolwerowcach, ranczerach i bandytach napadających na banki, jest ciekawie spleciona z pogmatwaną historią rodzinną, którą niby nijak nie jesteśmy skłonni uznać za prawdopodobną, ale nie przeszkadza nam to wcale w odbiorze. Opowieść dobrze się czyta i mimo że na każdym kroku uderza nas absurd nagromadzenia zbiegów okoliczności, jakie prezentuje Van Hamme, to jednak nadal jego historia ładnie odnajduje się w konwencji klasycznego westernu. Znajdziemy tu wszystkie szablonowe postacie, kanoniczne dla gatunku, a całość pomimo rysu telenoweli okazuje się spójna i dobrze poprowadzona, przynajmniej w swoim przerysowaniu. Trudno uznać nowelę Van Hamme’a za arcydzieło, trudno upatrywać w nim cech przesadnej oryginalności. To granie na znanych nutach, na osłuchanych akordach, które jednak – jak to ze znajomymi dźwiękami bywa – nadal fajnie, przyjemnie dla ucha brzmią.
Graficznie jest znakomicie. Jeśli miałbym szukać porównań do westernowej estetyki rysunków Rosińskiego, to zdecydowanie przywołam w tym miejscu dorobek Hermana Huppena, zwłaszcza z serii „Comanche”, czy ze „Staruszka Andersona”.
Niby Rosińskiego przedstawiać raczej nikomu nie trzeba, bowiem to jeden z tuzów polskiego ( i zachodniego, wiadomo, ale polski na pierwszym miejscu zawsze) komiksu, jednak warto tu podkreślić, że nie ma obaw – nie dostrzeżemy tu pewnego spadku formy, jaki był bolączką ostatnich w karierze rysownika „Thorgali”. „Western” to przykład roboty graficznej naprawdę wysokiej klasy, ze skupieniem na szczegółach, z dopracowaniem tła, z rozdzielającymi poszczególne rozdziały szerokimi, ciekawymi kolorystycznie panoramami . Słowem – Rosiński u szczytu swojej twórczej ekspresji, z ciekawym materiałem, utrzymanym w stonowanej kolorystyce sepii, doskonale pasującej do dzikich stepów i wysychających na słońcu miasteczek Dzikiego Zachodu.
„Western” to przygoda. Nostalgiczny powrót do estetyki prostych historyjek o rewolwerowcach. W fabule Van Hamme bawi się utartymi schematami, mieszając w nich aż do przesady i otarcia się o granice kiczu. W warstwie graficznej to zdecydowany popis warsztatowy Rosińskiego, który naprawdę warto sobie przypomnieć, lub po prostu ( w przypadku młodszego odbiorcy) zobaczyć po raz pierwszy.
To pierwszy – wznowiony – album Rosińskiego, pierwotnie w Polsce wydany przez Egmont w 2001 roku jako inauguracja serii Mistrzowie Komiksu. Obecnie wraca jako początek cyklu albumów samego Grzegorza Rosińskiego, co zdecydowanie godne jest uznania, zwłaszcza ze względu na wysoką jakość wydania.
Western. Scenariusz: Jean Van Hamme. Rysunki: Grzegorz Rosiński. Egmont 2020
Ocena: 8/10