Popkultura lubi historie alternatywne. I nic dziwnego, skoro dają one tak szerokie pole do popisu dla wprawnego twórcy. Można w historii namieszać swobodnie, można zmienić jej bieg w wybranym, kluczowym momencie dziejów i spróbować przewidzieć, co by z tego wyszło, jak potoczyłyby się losy świata.
Próbowali tego, z powodzeniem, choćby tacy twórcy jak Philip K. Dick w „Człowieku z Wysokiego Zamku”, Thomas Harris w „Vaterland”, czy Sarban w „Dźwięku rogu”. Mierzy się z tym pomysłem również zespół ukraińskich scenarzystów, odpowiedzialnych za świeżo wydany u nas (jak na razie dwa tomy) przez Egmont komiks „Wola”.
„Wola” to mieszanka komiksu historycznego, historii alternatywnej i steampunka, która łączy wszystko, co najlepsze z tych trzech składowych. Akcja rozgrywa się tuż po I wojnie światowej, w czasie, kiedy ośmielona burzliwymi zmianami w europejskim układzie sił wybija się na niepodległość. Na jej czele staje samozwańczy hetman Pawło Skoropadski, niegdyś (historycznie) oficer armii w imperium rosyjskim, pełniący również funkcję adiutanta cara Mikołaja II. Ale osnowa prawdziwej, historycznej faktografii została przez twórców okraszona z naddatkiem elementami fantastycznymi. Znajdziemy więc w serii i zombie (wykorzystywanymi przez Lenina do szerzenia „czerwonej zarazy”), i potężną, wywiedzioną ze steampunka broń oraz machiny bojowe, w tym jakże charakterystyczne dla wspomnianej konwencji sterowce. Znajdziemy też odniesienia do mitologii, czy magii, z wykorzystaniem tajemniczych artefaktów i ukrytych grobowców w egipskich piramidach. Miks tematów jest tu – na przestrzeni dwóch tomów – naprawdę pokaźny, a fabuła oscyluje od solidnej, militarnej opowieści o walce w celu utrzymania świeżo zdobytej niepodległości przez młode, ukraińskie państwo, po iście przygodowe, w duchu Indiany Jonesa, czy Lary Croft przygodowe wyprawy, z których zdobycze mają na celu odmienić losy świata.
O ile pierwszy tom trochę przytłacza – nagromadzeniem faktów i odniesień historycznych, które dla Ukraińców mogą być czytelniejsze, ale dla odbiorcy z zewnątrz, niezorientowanego tak dobrze w dziejach Ukrainy mogą okazać się nazbyt skomplikowane, tak drugi tom zdecydowanie łagodzi fabularny przekaz, ciążąc bardziej ku estetyce znanej choćby z równie ciekawej steampunkowej serii „Lady Mechanika”. Pierwszy tom nieco nuży, bo trudno rozeznać się w kruchym układzie sił przedstawionym w komiksie. Bez ciągłego szperania w Google miałem problem (nawet z zestawem komentarzy i przypisów na końcu każdego zeszytu) połapać się, co jest historycznym faktem, co zaś twórczym jego rozwinięciem. Z jednej strony to zabawa interesująca i cenna poznawczo, z drugiej przerywanie lektury, by sprawdzać kolejne nazwisko etc., potrafiło skutecznie wybić z rytmu i zaburzać skupienie na lekturze, przez co całość wypadła w pewnym stopniu nieczytelnie.
Drugi tom zmienia akcenty, ale i my mamy już nieco lepszą orientację w postaciach i w ich historycznych pierwowzorach, ale też poznaliśmy już ogólne założenia świata przedstawionego i autorską wizję popierwszowojennych losów Ukrainy widzianych oczami autorów scenariusza, więc łatwiej jest nam w fabule zakotwiczyć i czerpać rzeczywistą przyjemność z lektury.
Zresztą, mam nadzieję, że jest tu mniej przeładowania faktami historycznymi, a więcej swobodnej, niczym nieskrępowane akcji, co wpływa korzystnie na odbiór. I nie zrozumcie mnie źle – doceniam historyczne tło, choćby przez walory poznawcze, ale w pierwszym tomie twórcy chcieli – mam wrażenie – upchnąć za dużo w zbyt małej przestrzeni. I dla odbiorcy zewnętrznego, spoza Ukrainy, lub niezorientowanego doskonale w realiach i układzie europejskich sił w okresie międzywojnia, natłok informacyjny może okazać się zbyt ciężkostrawny.
Sprawdź, gdzie kupić:
Tom drugi bawi się bardziej otwarcie konwencją grozy i fantastyki, choć także nie stroni od sięgania po postaci historyczne. Komiksowy oddział specjalny przypomina nieco Ligę Niezwykłych Dżentelmenów. Choć nie składa się z popkulturowych ikon, to jednak estetyczny sztafaż nieco przypomina tę niezwykłą grupę stworzoną przez Allana Moore’a, przynajmniej w wyjściowej koncepcji. Zwłaszcza że dowódca, Maksym Krzywonos, rzeczywiście pełnił funkcję kozackiego przywódcy… ale w czasach wojen Chmielnickiego. Spoza postaci historycznych już wymienionych, w drugim tomie pokazuje się też sama Helena Bławatska, ikona ruchów okultystycznych swoich czasów, do dziś postać owiana tajemnicą i na swój sposób legendarna.
Całość komiksu kipi od akcji, ale jest budowana też na boleśnie rozpoznawalnych kliszach, z których autorzy lepią twór niekoniecznie nowatorski w zarysie zdarzeń, ale ratujący się uroczo oryginalnym (na swój sposób) światem alternatywnym. I to on jest główną siłą napędową tej serii.
Graficznie jest zgrabnie, jak zgrabne są ukraińskie (i polskie) dziewczęta w komiksie. I nie, nie chcę brzmieć jak dziaders, ale te rumiane lica akcentują urodę Słowianek, ale i wpisują się w określony typ rysunku, jaki graficy prezentują. Jeśli lubicie prace takich artystów, jak Joe Benitez („Lady Mechanika”) czy Andy Park („Tomb Raider”), to tutaj zetkniecie się z podobną, cartoonową estetyką. Mocno przerysowaną, ale jednak w przyjętej formie chwytliwą i pasującą do fabularnego ciężaru.
I choć rysownicy w kolejnych odcinkach się zmieniają, to jednak wszyscy radzą sobie od nieźle do dobrze lub bardzo dobrze, co cieszy oko i sprawia, że chłoniemy ten steampunkowy, alternatywny sztafaż z podziwem mieszającym się z zachwytem. Komentarze i szkice na końcu każdego zeszytu wskazują, co jest pochodna wyobraźni autorów, a co rzeczywistymi, istniejącymi i niegdyś wprowadzanymi do użytku wynalazkami. Czasem będziecie zaskoczeni, jak kreatywna była wyobraźnia niegdysiejszych konstruktorów.
Jaka więc jest „Wola”? Owszem, to ultrapatriotyczna laurka wystawiana Ukrainie. I co z tego? Jest rysowana przez Ukraińców dla Ukraińców, a to, że stała się produktem eksportowym, jest pokłosiem nieszczęsnego i tragicznego zarazem, obecnego losu Ukrainy, która płonie, ogarnięta pożogą wojenną, a jednocześnie której społeczeństwo stara się żyć, normalnie funkcjonować i wspierać się moralnie, choćby w taki sposób. W moim odczuciu udanie. I choć dla odbiorcy z zewnątrz mogą się nieco rzucać w oczy pewne braki, czy chaotyczność fabularna pierwszego tomu, to nie zmienia to faktu, że „Wolę” czyta się przyjemnie. To trochę konwencja kina nowej przygody, z Indianą Jonesem i Larą Croft na czele (zwłaszcza w drugim tomie). Co mi się podoba – mimo klisz i schematyczności samych pomysłów, to brak patetycznego zadęcia. Owszem, ten patos się miejscami pojawia, w takiej konwencji fabuły wręcz się pojawiać musi. Ale przełamywane jest to pewną dawką ironii, tak w scenariuszu, jak i rysunkach, które często pozwalają zamaskować nieco tę patetyczność, rozładować niesione nią napięcie (choćby przez ożywione kłótnie Agnieszki i Hannusi). To nie jest komiks martyrologiczny. To komiks przepełniony niezłomną wiarą i nadzieją. Miał być pokrzepiającym medium dla uciśnionych wojną ukraińskich mas. I tym właśnie jest. A kluczowe jest to, by nie pretendować do bycia czymś więcej, niż się być powinno.
Wola tom 1 i 2
Nasza ocena: tom I - 70%
Nasza ocena: tom II - 80%
75%
Scenariusz i rysunki: praca zbiorowa na podst. pomysłu Wjaczesława Buhajowa. Tłumaczenie: Marianna Voskovniuk. Wydawnictwo Egmont 2023