“Wolf like me”, czyli jak by nie patrzeć “Wilk jak ja” tkwi sobie grzecznie wśród nowych seriali na Amazon Prime Video specjalnie się nie wychylając i nie zamierzając ubiegać się o miejsce w pierwszej dziesiątce najchętniej oglądanych produkcji platformy. Skryty jak wilk i może dlatego tak dobrze się go ogląda.
Kiedy poster do serialu miga nam w wyszukiwarce, niewątpliwie najbardziej wpada nam w oko rudowłosa Isla Fisher, która w tej sześcioodinkowej produkcji zagrała jedną ze swoich najlepszych ról. Nie ustępuje jej w roli Gary’ego, samotnie wychowującego córkę ojca Josh Gad oraz sama dziewczynka – naburmuszona, obrażona na świat z całkiem racjonalnych powodów Emma, czyli świetna Ariel Donoghue. To dynamiczne trio i relacje między nimi są sercem serialu, a regularnie powracająca intensywność tychże relacji, aż po niezwykłe, końcowe i znaczące wyciszenie każe nam te emocje przeżywać razem z nimi. To jeden z tych seriali, które po prostu cieszą wykonaniem, nawet jeśli co do opowiedzianej historii moglibyśmy mieć pewne obiekcje.
Fabuła “Wolf like me” toczy się w Australii, usłyszymy zatem dość często ten niecodzienny, inny od angielskiego i amerykańskiego akcent, ale główni bohaterowie to w zasadzie emigranci, którzy z różnych powodów wylądowali na odległym kontynencie. Ich losy połączą się za sprawą ekspresyjnie pokazanego na ekranie wypadku samochodowego (to zresztą nie ostatnia kolizja pokazana na ekranie). I już od tego momentu w postaci energicznej Mary wyczuwamy jakąś tajemnicę, jakieś niedopowiedzenie, które twórcy serialu szybko nam zdradzają, co wcale nie obniża naszego zaangażowania w tę historię, a wręcz przeciwnie – po ujawnieniu z większą ciekawością przyglądamy się postawionym na ostrzu noża relacjom dwójki dorosłych. Poza tym życie obojga naznaczone jest wcześniejszą traumą. Gary’ego po stracie żony i Mary po… nazwijmy to przewlekłą chorobą. I te traumy obydwoje muszą przepracować, co wcale nie będzie takie proste z pewnych, powiedzmy wprost, gatunkowych względów.
Czy nadnaturalny dodatek w fabule, który sygnalizuje nam już tytuł jest tu w ogóle potrzebny, zapytają pewnie niektórzy widzowie? Czy służy jedynie uatrakcyjnieniu historii, a może inaczej – uwypukleniu pewnych emocjonalnych jazd u dotkniętych traumą ludzi? Może trzeba było cały ten wątek pozostawić niedopowiedzianym, z nieodkrytą do końca tajemnicą, która kryje się za egzystencją Mary? I czy w ogóle sceny z ostatniego odcinka, romansujące ze stylistyką gore były tutaj naprawdę konieczne?
Cóż, dużo tych pytań, głównie dlatego, że “Wolf like me” stoi na granicy popularnych gatunków i próbuje nas przekonać, że naturalistyczna symbolika scen wyjętych jak z horroru była potrzebna, by lepiej wybrzmiały emocje bohaterów i zatarły te gatunkowe granice. Bo przecież w przeważającej części dostajemy tutaj jednak komediodramat romantyczny o ludziach z ogromnym emocjonalnym bagażem, który twórcy rozładowują za sprawą, co by nie mówić, elementów horroru.
Z jednej strony to serial lekki w tonie, z drugiej wwierca się w głowę tym (również za sprawą muzyki Queen of Stone Age”) of co dotąd było skrywane i zostaje z taką brutalnością wydobyte na wierzch. I to się jakimś cudem sprawdza na ekranie, bo wierzymy i co najważniejsze kibicujemy całej trójce na wyboistej drodze do wspólnego życia razem, które przecież jeśli się ziści nie będzie usłane różami. I cóż, pasowałby tu drugi sezon, bo potencjał jest w tej historii niezwykły,,ale gdyby tak się nie stało, to końcowa scena i tak mówi wszystko i pozostawia na naszych twarzach na poły ciepły, na poły nieco diabelski uśmiech, taki sam jak ten, który rodzi się na twarzach bohaterów. Całkiem fajne uczucie tak kończyć serial.
Wolf like me, sezon 1
Nasza ocena: - 70%
70%
Twórcy: Abe Forsythe. Występują: Isla Fisher, Josh Gad i inni. Peacock 2022