Gorący temat

Zero Zero Zero – pajęcza sieć zbrodni [recenzja]

Roberto Saviano. Fani współczesnych opowieści o przestępczości zorganizowanej strzygą uszami, przypominając sobie znakomitą „Gomorrę”. Serialowa ekranizacja innej z jego powieści bierze na tapetę łańcuch nielegalnych aktywności na poziomie globalnym.

W „Zero Zero Zero” wszystko zaczyna się od jednego transportu kilku ton kokainy, zleconego przez desperacko usiłującego utrzymać w regionie włoskiego bossa mafijnej rodziny, Don Mino. W zamówioną wprost z Meksyku dostawę zaangażowane jest rodzeństwo Lynwoodów i ich ojciec – pośrednicy między zaangażowanymi w transakcję stronami. Co z początku wydaje się ambitnym, lecz wykonalnym planem, wkrótce znacznie się skomplikuje. Jednym zależy zależy na tym, by ładunek dotarł na miejsce w nienaruszonym stanie, innym wręcz przeciwnie – a znajdujący się w samym środku tego zamieszania Emma i Chris wkrótce przekonają się, że w narkobiznesie istnieje podział jedynie na przegranych i zwycięzców.

Tym co w przypadku „Zero Zero Zero” rzuca się w oczy od pierwszych minut, jest niesamowity rozmach całego widowiska. Odpowiedzialni za wyprodukowanie show dla połączonych sił Canal+, Prime Video i Sky Atlantic, twórcy Stefano Sollima, Leonardo Fasoli i Mauricio Katz stawiają sobie ambitne zadanie odmalowania wielopoziomowych współzależności jakie wiążą ze sobą ogniwa zorganizowanej przestępczości w zupełnie odrębnych regionach naszej planety – w związku z czym wraz z bohaterami przemierzymy nie tylko Francję, Meksyk i Włochy, ale też sporą połać Afryki, gdzie spotkamy się choćby z dżihadystami. „Zero Zero Zero” nie idzie przy tym na łatwiznę – każda nacja mówi właściwym sobie językiem, a scenografia zahacza o najbardziej charakterystyczne elementy regionu. Co tu dużo mówić zatem, showrunnerzy wychodzą ze śmiałych założeń obronną ręką.

Równie porządnie całość trzyma się scenariuszowo. Pomimo tego że fabuła koncentruje się wokół przemierzającej świat przesyłki, oglądamy trzy różne, od czasu do czasu przecinające się ze sobą historie. Z jednej strony mamy walkę o władzę i rodzinne porachunki we Włoszech, z drugiej nieoczekiwany zwrot akcji związany z jednostką sił specjalnych wkraczającą w sam środek bitwy karteli o panowanie w meksykańskim Monterrey, a na dokładkę, całość spina obecność Lynwoodów, którzy desperacko próbują dostarczyć powierzony ładunek do miejsca docelowego. Wszystkie te wątki połączą się ze sobą w wybuchowym finale, ale zanim tak się stanie, zdążymy zupełnie dobrze poznać się z ich głównymi bohaterami. Warto też podkreślić, że historie są wobec siebie komplementarne, nie tylko ze względów scenariuszowych – w „Zero Zero Zero” trudno tak naprawdę wybrać ten, który byłby wiodący, czy mówiąc wprost: najlepszy. Jedna opowieść płynnie reguluje tu tempo drugiej, zatem jeśli właśnie wyskoczyliśmy z krwawej rzezi urządzonej mafijnym rywalom, możemy być pewni że za moment będziemy mieli nieco spokojniejszy fragment z ukazany innej perspektywy.

Jeśli z kolei samych perspektywach mowa, serial Stefano Sollimy, Leonardo Fasoliego i Mauricio Katza uwielbia korzystać z dość specyficznego tłumaczenia nam niektórych pozornie mocno naciąganych sekwencji – w chwilę po tym jak obrywamy w twarz fabularnym twistem, przenosimy się z jego bohaterem o jakiś odcinek czasu wcześniej i krok po kroku oglądamy co doprowadziło do takiego a nie innego stanu rzeczy. Na tego typu rozwiązanie trafimy tu przynajmniej kilka razy, a jakość jego realizacji jedynie dopełnia obrazu technicznego majstersztyku jakim potrafi błyszczeć całość.

Dodajmy do tego co najmniej bardzo dobre występy w zasadzie całej głównej obsady z Andreą Riseborough i Dane DeHaanem na czele, a otrzymamy serial któremu w zasadzi nie da się nic zarzucić – no może poza tym, że mimo wszystko czasem zostajemy postawieni przed rozwiązaniami w rodzaju deus ex machina. Plot armor dla głównych bohaterów nie rzuca się na szczęście w oczy tak bardzo jak by mógł, stąd i kilka bardziej przewidywalnych momentów da się „Zero Zero Zero” wybaczyć.

Ostatecznie mamy więc do czynienia z serialem ocierającym się o wybitność. Troszkę co prawda do niej niekiedy brakuje ze względu na wspomniane oczywistości, ale już realizacja to bez wątpienia odpowiednio doinwestowana światowa czołówka. Zbrodnia nie popłaca, ale oglądanie takich show już zdecydowanie tak – zwłaszcza, jeśli chcemy sobie uświadomić, z jak wielkim systemem naczyń połączonych w przypadku zorganizowanej przestępczości mamy tak naprawdę do czynienia.

Foto © Sky Atlantic, Canal+, Prime Video

Zero Zero Zero

Nasza ocena: - 85%

85%

Twórcy: Stefano Sollima, Leonardo Fasoli, Mauricio Katz. Obsada: Andrea Riseborough, Dane DeHaan, Gabriel Byrne i inni. Włochy, 2019.

User Rating: Be the first one !

Maciej Bachorski

Pasjonat staroszkolnych horrorów science fiction w stylu "Obcego", "Cosia" czy "Ukrytego Wymiaru", rockowej/metalowej muzyki i przyzwoitej (znaczy, nie tylko single malt) whisky. Pisywał dla "Playboya", "PIXELA", czy "Wiedzy i Życia", a obecnie współpracuje z "Nową Fantastyką", "CD-Action" i "Netfilmem".

Zobacz także

Infamia – romska etiuda o dorastaniu na pograniczu dwóch kultur [recenzja]

Bardzo kusi, by określić Netflixową „Infamię” romską wersją Szekspirowskiego „Romea i Julii”. Kusi, ale chyba …

Leave a Reply