Gorący temat

Daredevil. Mark Waid, tom 3 – superbohaterskie żywe srebro [recenzja]

W trzecim tomie “Daredevil” ze scenariuszem Marka Waida wciąż jest fajną, superbohaterską lekturą. Na tle często schematycznych fabuł innych marvelowskich komiksów wyróżnia się lekkością i dystansem. I to po prostu działa. 

Trzeci tom zawiera dwie dłuższe opowieści, w których Daredevil zmaga się z innym wymagającym przeciwnikiem (lub przeciwnikami). Jednak najważniejszy w niniejszym albumie staje się wątek choroby Foggiego, która będzie miała przemożny wpływ na jego przyjaciela. Bo chociaż ostatnio się poróżnili to nic nie zmieni faktu, że tych dwóch gości wzajemnie się uzupełnia i w zasadzie nie mogą bez siebie żyć. Oto esencja opowieści o Daredevilu – w mniejszym stopniu chodzi tu o życie uczuciowe Matta Murdocka i jego kolejnych miłości, co o przyjaźń z ciapowatym prawnikiem, z którym tak naprawdę przeżył najlepsze chwile. I nie chodzi jedynie o chwile wzięte z kariery zawodowej. 

Kolejne progi ich relacji są perfekcyjnie wpisane w pełną akcji fabułę, w czasie której Daredevil raz jest górą, raz musi uznać wyższość oponentów. Pierwsza połowa tomu nawiązuje do wcześniejszych przygód śmiałka z runu Waida. Ktoś miesza poważnie w życiu superbohatera, nasyła na niego kolejnych wymagających przeciwników. Kiedy posuwa się do tego, że używając pośredników bezcześci zwłoki ojca Matta i jednocześnie go w to wrabia, następnie porywa ze szpitala psychiatrycznego Millę i to już znaczy, że posunął się za daleko. Rozwiązanie zagadki kto za tym stoi jest podane w stylu iście marvelowskim, choć z ponurym naddatkiem i dlatego w ostatecznym rezultacie nawet jest nam żal złoczyńcy. Jednak waga tego co zrobił, a szczególnie eksperymenty mające odtworzyć wypadek Murdocka z dnia kiedy oślepł i nabrał nowych zdolności są zbyt dużym wykroczeniem, by zostało mu to puszczone płazem.

Druga opowieść jest dosyć mocno skomplikowana fabularnie i jednocześnie na czasie. Mówi o tworzeniu politycznych wpływów w Nowym Jorku przez organizację białych suprematystów (cóż, na pewno nie wszyscy to kupią) o nazwie Synowie Węża. To jednocześnie fajna i mroczna fabuła, pełna zaskakujących twistów i jednocześnie ostrzeżeń przed różnymi zdobyczami postępu. Daredevil jest tu w ciągłym ruchu, wystawiony na przeróżne ataki, nie ma chwili na nudę.  A kiedy jeszcze do akcji wkracza magia reprezentowana przez księgę Darkhold i marvelowskie stwory, robi się naprawde nieprzewidywalnie. 

Na początku wspomniałem o związkach uczuciowych i taki dostajemy, nieodzowny w tej serii i jak na razie ciekawie i z energią poprowadzony. Prokuratorka Kirsten Mcduffy bez ogródek nazywa Matta Murdocka Daredevilem drocząc się z nim, odrzucając zaloty, a potem pozytywnie zaskakując. Kirsten stanowi istotną część fabuły, twórcy w jej przypadku odpuścili sobie ciężkie klimaty i jest po prostu fajnie. Co zaś do tożsamości Daredevila, w runie Waida ów motyw został bardzo pomysłowo rozegrany – bo przecież pamiętamy, że jakiś temu ta tożsamość została ujawniona, choć Matt wypierał się bycia Daredevilem na różne sposoby. Teraz ten motyw stał się w runie Waida czymś w rodzaju mema, bo wszyscy wokół widzą już w Murdocku Daredevia i on sam jakby się do tego przekonał, częściej się przekomarzając niż wypierając. Ale i tutaj możemy jeszcze liczyć na bardzo dramatyczny zwroty akcji.

Co jeszcze? No tak, mamy tutaj występ Silver Surfera, bo w te większe historie Waid wpłata te mniejsze (często o lżejszym potencjale). O Silver Surferze wspominam dlatego, że za zeszyty z nim  w tomie ( te i kilka innych) odpowiada w warstwie graficznej Chris Samnee. Facet jest bezsprzecznie spadkobiercą stylu Darwyna Cooke’a i potrafi rysunkom z tego tomu nadać niezwykłą lekkość i dynamikę – są proste i piękne. I choć w końcówce albumu dostajemy równie dobre, choć technicznie diametralnie różne  rysunki Mateo Scallery, to już nie robią takiego wrażenia. Także dlatego, że ostatnie dwa zeszyty trzeciego tomu to fragment innej serii Waida “Indestructible Hulk”. Na jej przykładzie widać, jak scenarzysta potrafi zmieniać klimat swoich historii (Jak? Po prostu na zawołanie!) za co należą się brawa, choć sercu bliższe są jednak indywidualne przygody Daredevila, najlepiej w rysunkowej oprawie Chrisa Samnee, który notabene jeśli chce potrafi być mroczny. Wystarczy spojrzeć na świetną, bardzo niepokojącą okładkę niniejszego tomu. I choć cenię bardzo run Bendisa i Brubekara, szczególnie ten pierwszy uważam za genialny, to jednak najprzyjemniej czyta mi się run Marka Waida. Poproszę o więcej.

Daredevil. Mark Waid, tom 3

Nasza ocena: - 75%

75%

Scenariusz: Mark Waid. Rysunki: Chris Samnee i inni. Tłumaczenie: Jacek Drewnowski. Egmont 2023

User Rating: Be the first one !

Tomasz Miecznikowski

Filmoznawca z wykształcenia. Nałogowy pochłaniacz seriali. Kocha twórczość Stephena Kinga i wielbi geniusz Alana Moore'a. Pisał artykuły do "Nowej Fantastyki" i Instytutu Książki, jego teksty i recenzje ukazują się na portalach fantastyka.pl i naekranie.pl. Wyróżniony przez użytkowników fantastyka.pl za najlepszy tekst publicystyczny 2013 roku.

Zobacz także

Wonder Woman. Historia Amazonki – życie na własnych warunkach [recenzja]

W powiększonych wydaniach w ramach DC Black Label jak na razie najlepiej wypadają opowieści z …

Leave a Reply