“Kapucyn” to wyglądająca na bardzo śmieszną bardzo smutna i zarazem mocno szalona opowieść. Jej źródła tkwią w legendach arturiańskich, jednak traktuje je w bardzo wybiórczy i dowolny sposób. Głównie po to, by za sprawą wyobraźni autorki komiksu, podążyć w zupełnie nieprzewidywalnym kierunku.
W reklamowych zajawkach, wydawnictwo Nagle Comics porównuje “Kapucyna” do “Donżona”, “Adventure Time” i monty pythonowskiego “Jabberwocky’ego”. Podczas lektury komiksu Florence Dupre la Tou czułem również pokrewieństwo narracyjno-fabularne z “Rickiem i Mortym”, choć gatunkowo to dwie zupełnie inne bajki. Jednak rodzaj fatalizmu co chwila wyzierający z głupawych, nieustannych przygód tytułowego bohatera ma podobny ciężar. Widać średniowiecze może być równie dobrą areną do tego rodzaju gonitwy wyobraźni, co ów animowany serial. Choć to średniowiecze umowne, dziwaczne i momentami eksplorujące całkiem współczesne, ludzkie fanaberie.
Kapucyn to syn sir Gawaina, a więc jednego z rycerzy Okrągłego Stołu, który w komiksie jakoś mało kojarzy się z naszym wyobrażeniem o tym bohaterze. Podczas turnieju dochodzi do tragedii – Gawain sromotnie przegrywa w pojedynku z tajemniczym przeciwnikiem. Niezdolny by pełnić funkcję rycerza chce popełnić samobójstwo, któremu zapobiega jego mały, dziarski syn. Kończy się to tak, że cała rodzina – bo jest jeszcze specyficzna matka Kapucyna – musi opuścić dwór królewski pozbawiona wszelkich przywileje ów. Jako że matka to kobieta nienawykła do pracy, a ojciec jest do niej niezdolny, utrzymanie rodziny spada na chłopca, któremu wyobraźnia podpowiada, że powinien zostać rabusiem. Razem z wiernym, gadającym rumakiem rozpoczyna tę mroczną przygodę, która zamieni się w zadziwiająca, odrealnioną, bolesną zarówno fizycznie i psychicznie odyseję niczym z powieści Charlesa Dickensa, który dla swych dziecięcych bohaterów nie miał litości. Tak samo zresztą jak nie ma jej Florence Dupre la Tou.
“Kapucyn” narysowany jest prostą, nawiązująco do groteskowych animacji kreską. Rzeczywiście można znaleźć łatwo nawiązania do “Donżona”, zarówno w wersji scenariusza jak i grafiki, także wielbiciele “Head Loopera” powinni łatwo odnaleźć się w tej estetyce. Fabularnie to sowizdrzalska opowieść, w której tytułowy bohater co i rusz ładuje się w jakieś tarapaty i nawet trudno powiedzieć, że udaje mu się z nich wykaraskać, bo te tarapaty są nieustanne, płynnie przechodzą jedno w drugie. Mamy też galerię różnorodnych bohaterów, charakterystycznych także z wyglądu, jakby autorka miała mnóstwo satysfakcji wydobywając na wierzch ich brzydotę – Merlin i Morgana pojawiający się w komiksie chyba nigdy nie byli tak paskudni. Główny bohater – z wyglądy uroczy dzieciak o ogromnych oczach ma w sobie jednocześnie coś odpychającego i niepokojącego – stworzyć tak dwuznaczną postać to spore wyzwanie, któremu autorka naprawdę podołała.
O ile w pierwszym tomie jest już dziwnie, a przygody gnają do przodu, to w dwójce robi się dziwacznie, a obrazki dziecięcych przekomarzanek z seksualnym podtekstem budzą w czytelniku poczucie dyskomfortu. I tak jest również w przełomowej, trzeciej części komiksu, z tytułem jakże pasującym do konwencji Kapucyna – “Niekonsekwencja”. Bo tu nie chodzi o to aby być wiernym średniowiecznym realiom, tylko zagłębić się w psychikę pomiatanego przez los bohatera, którego i tak machinalnie próbujemy wcisnąć do jakiejś określonej szufladki. I nagle ów trzeci tom, przełamujący schemat fabularny z dwóch poprzednich, każe nam patrzeć na bohatera w nowy sposób. Jaki, to warto sprawdzić samemu, bo jest to chyba najciekawsza z przygód Kapucyna, jawnie kpiąca z konwencji heroicznych eposów ( także heroic fantasy i po trosze z greckiej mitologii). Jednak całość obarczona jest tytułową niekonsekwencją, która zostawia czytelnika zszokowanego, poruszonego i przede wszystkim głowiącego się jak z perspektywy finału komiksu patrzeć na całą opowieść. Jakby autorka z premedytacją zabrała nam klucz do odczytania tej historii i zakopała go gdzieś głęboko.
W efekcie coś, co wyglądało na dziwaczną, ale mimo wszystko przez jakiś czas bezpieczną opowieść, w miarę lektury wymknęło się takiemu osądowi. I mimo, że ta historia potrafi w różnych momentach nieco zmęczyć czytelnika swoją konwencja, w finale serwuje solidny cios, po którym długo dochodzimy do siebie, zastanawiając się, co tak naprawdę twórczyni komiksu miała na myśli, przedstawiając nam tę śmieszno-smutną opowieść. Być może potrzeba drugiej lektury, by wyłapać wszelkie niuanse. A może po prostu chodziło o pozostawienie czytelnika brutalnie, w stanie zawieszenia, by poczuł się choć przez chwilę jak tytułowy bohater komiksu, miotany przez los bądź jakiegoś wrednego demiurga.
Kapucyn
Nasza ocena: - 80%
80%
Scenariusz i rysunki: Florence Dupre la Tour. Tłumaczenie: Olga Mysłowska. Nagle Comics 2023