Tytułowa bohaterka serii „Lady Mechanika” to trochę (a może nawet – bardzo) taka Lara Croft na sterydach, skrzyżowana w dodatku z żeńską wersją Indiany Jonesa. Ale to akurat całkiem zgrabnie wpisuje się w konwencję spod znaku „kina nowej przygody”, w jaką celuje historia a główną warstwą oryginalności, jaką cykl oferuje jest steampunkowa estetyka, w której całość historii została osadzona.
Lady Mechanika to ofiara okrutnych eksperymentów pewnego szalonego doktora. Dziewczyna niczego nie pamięta z własnej przeszłości, a jedyną, bolesną „pamiątką” są mechaniczne usprawnienia ciała, w tym kończyny, czyniące z niej jednostkę zdecydowanie silniejszą i bardziej odporną, niż ktokolwiek w jej czasach. Bulwarówki okrzyknęły ją mianem właśnie tytułowej „Lady Mechaniki”, który to pseudonim całkiem udatnie do niej pasuje. Dziewczyna nie poprzestaje z jednej strony drążyć tajemnic własnej przeszłości, z drugiej zaś – wykorzystuje ponadprzeciętne zdolności i predyspozycje do poszukiwania przygód i podejmowania się przedsięwzięć, na jakie nikt „zwyczajny” by się nie poważył.
Stąd właśnie oczywiste skojarzenia z Larą Croft, bezpardonowo rozprawiającą się z hordami przeciwników w trakcie poszukiwań kolejnych artefaktów zaginionych cywilizacji. Ale i sznyt niestrudzonej badaczki zapomnianych tajemnic upodabnia ją do Indiany Jonesa w spódnicy. Autor scenariusza – M.M. Chen (znany poza niniejszym cyklem jedynie z serii „Magdalena” o pobocznej postaci z komiksu „Darkness”) czerpie garściami z ogranych do bólu wzorców, niewiele – poza sztafażem świata przedstawionego – dorzucając tak całkiem od siebie. I choć mam świadomość, że żadne dzieło nie powstaje w próżni, ale opiera się na podwalinie wcześniejszego kulturowego dorobku, tak tutaj Chen zdaje się czerpać nazbyt wiele. Nie oskarżam go oczywiście o plagiat, bynajmniej. To bardziej odtwórczość, która nabiera cech świeżości jedynie przez wspaniałe, nakreślone – przyznam – z rozmachem realia świata, w jakim rozgrywa się akcja.
Quasi – wiktoriańska Anglia, gdzie magia konkuruje ochoczo z najnowszymi (jak na tamte czasy) zdobyczami nauki. Arystokracja, tajemne stowarzyszenia, wywiady wielkich mocarstw, a nawet popularne teorie o wielkich jaszczurach z kosmosu, kolonizujących ziemię – to niesamowity miks popkulturowy, który Chenowi dał szansę na nakreśloną w szerokiej perspektywie, dynamiczną kreację w konwencji fantastyczno – przygodowej. I choć fabuła w ogólnym zarysie jest dość przewidywalna, to nadal daje pewną – określoną przyjemność z lektury. Przynajmniej na oczekiwanym, choć niewygórowanym poziomie. To zabawa przypominająca tę towarzyszącą oglądaniu po raz n-ty przygód wspominanego wcześniej Indiany Jonesa. Niby wiemy, czego się spodziewać, ale opowieść nadal potrafi nas uwieść, choćby na czas lektury, czy seansu.
Ale tym, co stanowi niewątpliwie największą wartość zarówno niniejszego tomu, jak i całej serii jest wizualna oprawa opowieści Chena, za którą odpowiada niezrównany w swoim fachu Joe Benitez, wspierany przez Martina Montiela. To rysunki Beniteza właśnie są koniem pociągowym, ciągnącym tę serię, zdecydowanie czyniąc z niej jeden z atrakcyjniejszych graficznie tytułów. Oczywiście przede wszystkim dla tych, którzy kochają steampunk. Przyznam, że czekałem z niecierpliwością na pojawienie się tego tytułu na polskim rynku od kilku lat, odkąd natknąłem się w sieci na okładki pierwszego zeszytu. I lektura polskiego wydania, wzbogaconego dodatkowo – poza historią „Tablica przeznaczenia” w pokaźną galerię okładek, to zdecydowanie musiszmieć dla każdego, komu nieobca estetyka gatunkowa spod znaku choćby „Maszyny różnicowej” Sterlinga i Gibsona. I pal sześć trywialność fabuły w tym tomie. Panowie Chen z Benitezem okazują się doprawdy zgranym duetem (wcześniej pracowali zresztą przy wspomnianej „Magdalenie”), a i sam steampunk nieprzypadkowo należy do jednej z najbardziej olśniewających koncepcji gatunkowych, gdzie konieczny jest tak dobrze opracowywany przez Beniteza rozmach, rozmach i jeszcze raz rozmach. To dla strony graficznej (i konkretnie jego rysunków) warto po „Lady Mechanikę” sięgnąć.
„Lady Mechanika” to – pomimo nieco mniej zajmującej, bardziej wtórnej fabularnie historii w niniejszym tomie, niż miało to miejsce w „jedynce (do scenariusza samego Beniteza) – seria z pewnością warta uwagi, choćby przez cudowna stronę graficzna, doskonale identyfikująca się z tym, za co kocha się steampunk. Precyzja rysunków tego albumu, jak i całej serii stawia poprzeczkę bardzo wysoko dla kolejnych komiksów w tym gatunku. I mam nadzieję, że dostaniemy wkrótce więcej tomów o przygodach mechanicznej damy. I będzie nie tylko co poczytać, ale – przede wszystkim – co pooglądać.
Lady Mechanika. Tom 2. Tablica przeznaczenia
Nasza ocena: - 75%
75%
Scenariusz: M.M. Chen. Rysunki: Joe Benitez, Martin Montiel. Tłumaczenie: Jakub Syty. Wydawnictwo Scream Comics 2022