Gorący temat

Rzeka – ponure tajemnice rzeszowskiego krezusa [recenzja]przedpremierowo 

Anna Kusiak debiutowała w polskim kryminale bardzo udanym „Cieniem Judasza”. Teraz wraca z powieścią „Rzeka” – pierwszym tomem cyklu „Żywioły Podkarpacia”. To pierwszy występ prywatnej detektyw Dobrosławy Machniewicz. I przyznam, po otwarciu serii, że niecierpliwie czekam na więcej!

W polskim kryminale dzieje się dużo. Złośliwi mogliby stwierdzić, że za dużo. Już nawet nie w tym rzecz, że niektórzy autorzy z kryminalnej czołówki serwują nam nowe powieści taśmowo, po kilka rocznie (Mróz, Czornyj), ale i sam fakt, ile nowych nazwisk pojawia się na rynku. Nie podobne przeczytać wszystkiego, co przez rok pojawia się na księgarskim rynku, tym ważniejsze staje się więc skuteczne wyławianie z zalewu premier tych naprawdę godnych uwagi.

Ja osobiście, po debiucie Kusiak byłem pewien, że po jej nową powieść sięgnę. Choćby dla sprawdzenia, czy autorka utrzyma poziom, ponownie uknuje tak zgrabną kryminalną intrygę, znów odmaluje tak realistycznie scenerię, w jakiej rozgrywa się akcja?

Po lekturze „Rzeki” z pewnością nie mogę narzekać, bo niewątpliwie Kusiak nie zawiodła w nowej książce moich oczekiwań. Z kilku powodów.

Po pierwsze, plus za kreację głównej bohaterki. Za jej nieporadność i za jej dzielne starania, by tę nieporadność maskować. I wreszcie, za radzenie sobie, pomimo owej nieporadności. Szczerze, trochę męczące staje się czytanie o kolejnym znużonym życiem policjancie z rozbitym przez pracę małżeństwem, albo o przenikliwym psychologu / profilerze policyjnym (niepotrzebne skreślić), którego przenikliwy umysł sięga tam, gdzie policja bezradnie rozkłada ręce. Polski kryminał, przez przeładowanie tytułami, zaczyna powoli zjadać własny ogon i coraz trudniej wymyślić w obrębie gatunku już nie tyle zbrodnię (niektórzy uciekają w coraz dosadniej odmalowywane okrucieństwo), co nawet nowatorsko nakreślonego bohatera. I stąd zapewne gatunkowe wycieczki autorów, którzy w kryminale udowadniać niczego nikomu nie muszą (jak Krajewski i zapowiadany przez niego retro horror, czy Puzyńska ze swoją słowiańską fantasy, a nawet Chmielarz, odświeżający, tym razem na papierze, własną, wczesną powieść postapo). Ale na tym polski kryminał przecież się nie kończy, bo czasem pojawiają się świeżynki w gatunku. Jak choćby twórczość omawianej tutaj Kusiak, w postaci wspomnianej detektyw Dobrosławy Machniewicz. Bowiem to bohaterka nie tyle nieoczywista, co naprawdę zaskakująca jej niedopasowaniem do szablonu. Zresztą, nie tylko autorka o tym nie zapomina – sama Dobrosława ma świadomość swoich ograniczeń, ale i braku zarówno umiejętności jak i doświadczenia. Więc przyjęcie przez nią sprawy zaginięcia żony rzeszowskiego milionera już na starcie zdaje się ją przerastać – dotychczas w końcu zajmowała się ledwie małżeńskimi zdradami – a, co za tym idzie, ciągle męczy ją poczucie, iż powinna zrezygnować. Nie rezygnuje jednak, z jednej strony motywowana zwyczajnym poczuciem obowiązku, może też trochę chęcią sprawdzenia się, ale i najzwyklejszym pragnieniem zarobku. A jak by nie było, klient, choć często bywa zgryźliwy względem czynionych przez nią postępów, to jednak wykonuje przelewy regularnie. Dlatego Dobrosława próbuje, kierując się na wpół logiką, na wpół przeczuciami, na wpół nadzieją na ślepy traf, wynikający z pojawiania się regularnie w starannie typowanych miejscach i przepytywaniem ludzi, którzy a nuż mogą coś o sprawie wiedzieć. Trochę to – jak wspominałem, nieporadne, ale paradoksalnie dodaje niedoświadczonej pani detektyw autentyzmu. Może stary wyga, jakiś podstarzały łaps, może przed-emerytowany komisarz policji radziłby sobie lepiej, ale w odniesieniu do charakteru postaci, jaki Kusiak wykreowała, całość naprawdę wypada dobrze. A sama intryga (bo o nią przecież chodzi w kryminale) też wypada nieźle. Momentami zdaje się tendencyjna, momentami sztampowa. Chwilami zdaje się nam, że uchwyciliśmy tę najważniejszą nić, ten główny wątek i jesteśmy o krok przed detektyw Dobrosławą… Ale finalnie okazuje się, że jest zgoła na odwrót, że przez większą część czasu byliśmy (jak i zdaje się, była sama Michniewicz) ogrywani przez autorkę, która i jej i nam podsuwała fałszywe tropy, zamydlała oczy i odwracała uwagę od kluczowych elementów.

Na pochwałę zasługuje także bardzo realistyczne odwzorowanie miasta. Rzeszów, jaki pojawia się w powieści jest na wskroś autentyczny, przede wszystkim w zakresie topografii. Mieszkałem w nim kilka lat, więc miejsca, które pojawiają się w „Rzece” są mi doskonale znane, od Mostu Zamkowego, po dzielnicę Nowe Miasto (gdzie mieszkałem), czy Klub Pod Palmą. Bardzo cenię takie precyzyjne ulokowanie w realnej przestrzeni akcji powieści, a tym razem doceniam je o o tyle bardziej, że jest mi ono sentymentalnie bliskie i dobrze znane. Mogę więc potwierdzić z całą powagą – udało się Kusiak pokazać Rzeszów prawdziwy, Rzeszów realny. Taki, jaki znam i pamiętam jakiego – prawdę mówiąc – już nie ma, bo przez te lata zmieniło się miasto, unowocześniło, rozrosło. Ale to z pewnością wartość dodana, ta (miniona) topograficzna zgodność z oryginałem i docenić ją powinni wszyscy, którzy miasto znają.

„Rzeka” podoba mi się ze względu na przyjemny, zgrabny styl narracji, na stonowanie, brak ucieczek w przesadnie eksponowane okrucieństwo. Podoba mi się przez ciekawie pomyślaną intrygę, umiejętne podsuwanie fałszywych tropów i – mimo wszystko – zaskoczenie w finale. Choć co nieco przeczuwałem w trakcie, to jednak dopiero ostatnie strony upewniły mnie, iż mam rację. A przynajmniej trochę jej mam. Podoba mi się w końcu przez detektyw Dobrosławę Michniewicz – osobę o niezwykle drażniącym mnie imieniu (nic dziwnego, skoro nawet ją samą ono drażni), ale którą przez owo imię z pewnością zapamiętam. Nie tylko przez to, rzecz jasna, bo „Rzeka” to zwyczajnie dobra powieść, która pokazuje, że właśnie rodzi się kolejne mocne nazwisko w polskim kryminale. Debiut jeszcze wszystkiego nie przesądzał, ale kolejna powieść już – jak myślę – solidnie potwierdza tę tezę.

Warto zwrócić uwagę na Annę Kusiak, bo w zalewie powieści kryminalnych (zeszły rok, podając za Portalem Kryminalnym, circa 400 tytułów polskich autorów na rynku) łatwo przegapić wartościowe rzeczy.

W przypadku „Rzeki” zdecydowanie byłoby szkoda.

Rzeka. Żywioły Podkarpacia Tom 1

Nasza ocena: - 80%

80%

Anna Kusiak. Wydawnictwo Kobiece 2022

User Rating: Be the first one !

Mariusz Wojteczek

Rrocznik '82. Kiedyś Krakus z przypadku, teraz Białostoczanin, z wyboru. Redaktor portali o popkulturze, recenzent, publicysta. Współtwórca i redaktor portalu BadLoopus – W pętli popkultury. Pisze opowiadania, które dotychczas publikował m.in. w Grabarzu Polskim, Okolicy Strachu, Bramie, Histerii oraz w antologiach, jak „Słowiańskie koszmary”, „Licho nie śpi”, „City 4”, „Sny Umarłych. Polski rocznik weird fiction 2019”, „Żertwa”, „The best of Histeria”, „Zwierzozwierz” i „Wszystkie kręgi piekła”. Laureat czwartego miejsca w konkursie „X” na dziesięciolecie magazynu Creatio Fantastica. Wydał autorskie zbiory opowiadań: „Ballady morderców” (Phantom Books 2018) oraz „Dreszcze” (Wydawnictwo IX 2021) oraz powieść „Ćmy i ludzie” (Wydawnictwo IX 2022). Pracuje nad kilkoma innymi projektami (które być może nigdy nie doczekają się ukończenia). Miłośnik popkultury i dobrej muzyki, nałogowy zbieracz książek, komiksów i płyt. Zakochany bez pamięci w swojej żonie Martynie oraz popkulturze – w takiej właśnie kolejności.

Zobacz także

Gryzę grozę. Notatki o kulturze literackiej polskiego horroru – otrzeźwiające spojrzenie na rodzimą grozę [recenzja]

Na „Gryzę grozę. Notatki o kulturze literackiej polskiego horroru” – nie ukrywam – niecierpliwie czekałem …

Leave a Reply