Zapowiadany od długiego czasu przez Kulturę Gniewu album “Śmiech i śmierć” Adriana Tomine’a wreszcie jest do kupienia. I trzeba przyznać, że za nieduże pieniądze dostajemy w zamian komiksową ucztę.
Na osiemdziesiątej stronie komiksu znajdziemy kadr, który jest również widoczny na okładce komiksu. Rozkładając ją, na jej froncie i tyle widzimy typowo miejską panoramę, na której w pierwszej kolejności zauważamy to, co dobrze nam znane z naszego podwórka, czyli charakterystyczny budynek IKEI. Tyle że coś się tu nie zgadza, bo przecież na tymże kadrze ze strony osiemdziesiątej budynku IKEI nie ma, a jego centrum zajmuje jadłodajnia Denny’s, w której rodzina z nowelki “Przekład z japońskiego” zatrzymuje się na obiad. Na kadrze mamy zatem fragment obrazu z okładki, przedstawiający jedynie miejsce istotne dla fabuły i narratorki “Przekładu z japońskiego”. To, co widoczne na okładce wychodzi zatem poza kadr z nowelki, pokazując szerszą perspektywę i zapewne inne, niewidoczne dla nas jak i dla narratorki, mniejsze lub większe ludzkie dramaty. A najprawdopodobniej także i pseudodramaty.
Tomine w swoich komiksowych opowieściach, które wizualnie mogą kojarzyć się lekko z twórczością Daniela Clowesa, znalazł sposób na przedstawienie cienkiej granicy między tym, co w życiu podniosłe i trywialne. Pochwala i jednocześnie śmieje się z ludzkiego indywidualizmu, co zresztą sugeruje tytuł zbioru, wzięty z jednej z dłuższych nowel w komiksie. Znalazł również sposób na wyważenie ironii i sympatii w portretowaniu swoich bohaterów, w równy sposób punktując ich zalety i wady. Fabuły są zanurzone w zwyczajności świata i ludzi, którzy swoje życie chcą w jakiś sposób urozmaicić by nabrało sensu i rumieńców lub pasowało do wyobrażenia o jakimś większym planie. Koniec końców okazuje się, że większego planu nie ma, jest tylko nieprzewidywalność egzystencji, jak w krótkiej opowiastce “Amber Sweet” o dziewczynie tak podobnej do gwiazdy porno, że jest z nią często mylona.
Snując swoje obserwacje Tomine wcale nie zadaje wielkich pytań, one same po jakimś czasie rodzą się w głowie czytelnika, a to już jest przywilejem naprawdę dobrej literatury. Na przykład pytanie – co nas definiuje? Zanim sobie odpowiemy, w głowie rodzi się kolejne pytanie – czy życie naprawdę jest tak trywialne, jak pokazuje to Tomine? Potem przychodzi na myśl kolejne, potem następne aż w końcu dochodzimy do puenty – nie będziemy na żadne z tych pytań odpowiadać. Lepiej skupić się na samym nurcie życia, który oprócz codziennej monotonii potrafi serwować nam małe przygody. Najczęściej nie potrafimy ich docenić w momencie ich trwania i dopiero taki artysta jak Tomine jest w stanie uzmysłowić nam ich wagę, która wykracza poza widoczny tylko dla nas wycinek świata. To co przydarza się nam, przydarza się też innym ludziom. Nawet jeśli na okładce “Śmiechu i śmierci” ludzi w ogóle nie widać. Czytajcie zatem, aby w tych opowieściach odnaleźć portrety samych siebie.
Śmiech i śmierć. Scenariusz i rysunki: Adrian Tomine. Kultura Gniewu 2020
Ocena 9/10