Są tacy fani Wiedźmina, którzy nie mogą doczekać się drugiego sezonu serialu Netflixa. Są już też tacy, którzy zapewne nie mogą się doczekać drugiego tomu “Wiedźmuna” Tomasza Samojlika. I słusznie, ponieważ komiks wydany przez Kulturę Gniewu, dostarcza porcję lepszej rozrywki, niż miejscami mocno irytujący, serialowy produkt.
W zamierzchłych czasach rosnącej powoli popularności sagi Andrzeja Sapkowskiego, jeszcze zanim pecetowcy mogli ekscytować się pierwszą grą o Wiedźminie, na polskim ryneczku komiksowym pojawił się zadziwiający twór zatytułowany” Wiedźmun”, którego kolejne części, razem z ich tytułami jasno wskazywały na jego parodystyczną naturę. Po latach, już jako uznany twórca komiksowy propagujący ekologię, Tomasz Samojlik zatoczył wielkie koło i powrócił do bohatera, przy pomocy którego szlifował swoje artystyczne umiejętności.
“Słodki zapach potwora o zmierzchu” można uznać za rodzaj restartu wiedźmunowych przygód, z zupełnie nową i wciągającą fabułą, w której tytułowego bohatera jest zaskakująco mało. Więcej – rozpoczynając lekturę wcale nie trafiamy od razu do krainy fantasy z Gierwałtem zabijającym potwory, tylko do futurystycznej wizji przyszłości, w której ludzie muszą gnieździć się w małych, rodzinnych bunkrach, tak bardzo zdewastowali rodzimą planetę. Poznajemy małą Kirę i jej ojca wynalazcę, który stworzył portal pozwalający przenieść się do innego, magicznego świata. Pewnego razu nie wraca z takiej podróży i po latach, wychowywana przez robota Kira przypadkiem uruchamia machinę ojca, która wciąga ją do innej rzeczywistości, będącej krzywym odbiciem tej znanej z sagi Andrzeja Sapkowskiego. I dopiero wtedy, po przeczytaniu mniej więcej jednej trzeciej komiksu, pojawia się w nim tytułowy bohater.
Oprócz Gierwałta znajdziemy tu innych ważnych bohaterów sagi, oczywiście z przemianowanymi, ale od razu rozpoznawalnymi imionami. Jest czarodziejka Dżenifer i czarodziejka Diss, krasnolud Xarpen i trubadur o jasnych włosach, którego imienia nie dane nam było jeszcze poznać. Mamy też galerię najsympatyczniejszych z wyglądu potworów, których autentycznie nam szkoda, kiedy napędzany żądzą mordu Gierwałt metodycznie je wyrzyna. Parodystyczny charakter opowieści opiera się jednak nie tylko na zmienionych imionach, ale na trafnych i zarazem kąśliwych obserwacjach obyczajowych, które można odnieść do współczesnego świata. A to świadczy o tym, że “Wiedźmun” jest lekturą, która ucieszy zarówno dzieci, jak i dorosłych.
Najważniejsze jednak w nowym komiksie Tomasza Samojlika jest to, że nie jest jedynie parodią dla parodii i zachowuje przy tym charakterystyczne cechy jego innych komiksowych serii. “Wiedźmun” ma również zaskakująco rozbudowaną fabułę, sprawnie łączącą dwa gatunki: fantasy i science fiction. Czasami coś nam zgrzyta, jak chyba nie do końca wykorzystane postacie Dżenifer i Diss, ale rekompensują to perypetie Kiry, która trafiając do krainy zapomina o swoim ziemskim życiu, te jednak jeszcze się o nią upomni. Fabuła obfituje w tajemnice i zaskakujące zwroty akcji, a trwale rozwijane międzygatunkowe połączenie świadczy o przemyślanej, twórczej strategii. Ekologia – pasja Tomasza Samojlika nie przesłania tu fabuły, tylko jest jej jednym z elementów skutecznie ją wzbogacającym. I być może niektórym czytelnikom będzie trochę za mało udanie tu sparodiowanego charakteru Wiedźmina, który momentami gada w naszej głowie chropowatym głosem Henry’ego Cavilla, ale to dopiero początek opowieści i wszystko jeszcze przed nami. Druga część, w której Gierwałt będzie zbierał drużynę, zapowiada się całkiem smakowicie.
Wiedźmun, tom 1: Słodki zapach potwora o zmierzchu
Nasza ocena: - 70%
70%
Scenariusz i rysunki: Tomasz Samojlik. Kultura Gniewu 2020