Gorący temat

Najlepsze filmy 2021 roku

Zestawienia na koniec roku to rzeczy piekielnie trudne do zmontowania tak, by usatysfakcjonować nasze wewnętrzne ja z rzeczami uznanymi przez ogół za godne uwagi. Ostatecznie jednak, mimo obiektywnych elementów wskazujących na jakość dzieła sztuki, zawsze odbieramy je subiektywnie. Dlatego też nie spodziewajcie się w naszym rankingu dzieł ambitnych, wprawiających w zadumę i kontemplację naszych światopoglądów. Spodziewajcie się po prostu filmów, na których z tych czy innych względów bawiliśmy się w 2021 roku najlepiej.

Diuna

Monumentalne nowe podejście do jednej z najważniejszych powieści w historii science fiction. Denis Villeneuve do materiału źródłowego podszedł z szacunkiem, dbając zarówno o dopracowany scenariusz jak i niezwykłą stronę audiowizualną. Efektem jest film który po prostu się chłonie, niezależnie od tego czy wcześniej miało się kontakt z pierwowzorem, czy też nie. Nasza recenzja [TUTAJ]

Dom nocny

Opowieść po równo będąca rasowym paranormalnym horrorem, jak i eksplorującym temat żałoby dramatem – z rodzaju takich, które może nie są opowiedziane całkiem idealnie, ale sprawiają, że rozmyśla się o nich jeszcze długie dni po seansie. No i było nie było, to jedyny film w tym roku, któremu udało się sprawić, że podczas kinowego seansu byłem autentycznie „zaniepokojony”. A to znaczy, że swoją podstawową robotę Bruckner wykonał na miarę naszego top 15. Nasza recenzja [TUTAJ]

Wcielenie

James Wan udowadnia że potrafi kręcić coś więcej niż kolejne wariacje horrorów o duchach – i z pełną świadomością rusza w campowe dokonania rodem z lat 80′. I to się mu udaje – „Wcielenie” w istocie wypełnia w zasadzie wszystkie znamiona ejtisowej grozy, z miernym aktorstwem, pełną absurdów fabułą i zamiłowaniem do gore. Innymi słowy, część widzów doceni, inni znienawidzą. My, pomimo świadomości wad, pokochaliśmy. Nasza recenzja [TUTAJ]

Zielony rycerz. Green Knight

David Lowery udowadnia, że do legend arturiańskich można podejść z pomysłem, szacunkiem i wyczuciem. W jego „Zielonym rycerzu” akcja ustępuje miejsca pieczołowicie podkreślanej przez wizualia atmosferze. Dal niektórych widzów niewątpliwie seans filmu Amerykanina może stanowić poważny test na cierpliwość – cała reszta jednak utonie w żywej po dziś dzień opowieści. Nasza recenzja [TUTAJ]

Nikt

Ilyi Naishullera odpowiedź na „Johna Wicka”, ze zdecydowanie bardziej (przynajmniej do pewnego momentu) przyziemnym zacięciem. O ile fabularnie możemy bez większych wątpliwości stwierdzić, że jest zaledwie poprawnie, tak już świetny, zapewniający całości nieco lżejszy ton Bob Odenkirk i przede wszystkim sceny walk, po których kości trzeszczą tak bohaterom na ekranie jak i nam, widzom przed ekranami, to już półka światowa. Rewelacyjne, odprężające kino w sam raz na weekendowy seans. Nasza recenzja [TUTAJ]

King Richard: Zwycięska rodzina

Można irytować się, że to typowy Oscar-bait Willa Smitha, można narzekać, że to wyjątkowo jednostronna rodzinna laurka. A można też przełożoną na język filmu historię sukcesu sióstr Williams potraktować jako rasowy „feel good movie” i rzecz, która swoim optymizmem i wiarą w hart ludzkiego ducha rozgoni nawet i najcięższe, ołowiane chmury – pod tym względem bowiem, film Reinaldo Marcusa Greena jest niemal bezbłędny. A to wszystko przez dwie i pół godziny seansu? Nawet nie zorientujecie się, kiedy miną. Nasza recenzja [TUTAJ]

The Electrical Life of Louis Wain

Mały, ale pięknie nakręcony biograficzny dramat o ulotnej granicy między geniuszem a szaleństwem. Film Willa Sharpe’a na wskroś przepełniony jest przeciwstawnymi emocjami, unikając jednak schematów rodem z wyciskaczy łez. A na deser genialna obsada, z Benedictem Cumberbatchem w roli głównej, gwarantującą równy, wysoki poziom Andreą Riseborough na drugim planie i przede wszystkim powracającą (o dzięki wam, filmowi Bogowie!) po niemal trzyletniej macierzyńskiej przerwie, wspaniałą Claire Foy. Popłaczecie i pośmiejecie się, to pewne. Nasza recenzja [TUTAJ]

Psie Pazury

Pod wieloma względami dzieło Jane Campion można określić nie tylko jako antywestern, ale wręcz antytezę filmu – zwłaszcza w jego pierwszej połowie, kiedy wątek główny zaczyna ledwie majaczyć na horyzoncie, a całość zdaje się zmierzać donikąd. Tak naprawdę, jest jednak zupełnie na odwrót – a opowieść o ewolucji pojęcia męskości i kurczowym trzymaniu się świata który przeminął potrafi zapewnić emocjonalnego kopa w żołądek jak mało która. Nic dziwnego, że ptaszki ćwierkają jakobyśmy mieli tu jednego z Oscarowych faworytów.

Tlen

Filmy które opierają swoją siłę uderzeniową w znacznej większości na pojedynczej roli, to zawsze grupa wysokiego ryzyka – a jednak jeśli za kamerą stanie tak doświadczony fachowiec jak Alexandre Aja, a pierwszym planem zajmie się Melanie Laurent, to z wielkim prawdopodobieństwem będzie można obwieścić sukces. „Tlen” nie brylował może na szczytach list popularności w tym roku, ale bynajmniej nie przeszkadza mu to, by być modelowo nakręconym thrillerem science fiction, który kolejne fabularne twisty uzupełnia klaustrofobiczną atmosferą. Nie tylko bohaterce będzie brakowało tu tchu.

Pogromcy duchów: Dziedzictwo

Przed ich seansem, mało kto z nas na poważnie brał pod uwagę, że pod koniec roku to właśnie nowi „Pogromcy duchów” znajdą się w naszym rankingu najlepszych filmów roku, ale nostalgiczna podróż w przeszłość, a zarazem udane odświeżenie kultowego uniwersum wyszło Jasonowi Reitmanowi w punkt. Na „Pogromcach duchów” bawić będą się właściwie wszyscy, niezaleznie od wieku – a to już charakterystyka dobrego kina familijnego. Nasza recenzja [TUTAJ]

Belfast

Niezwykle personalny film Kennetha Branagha związany z nierozerwalną częścią północnoirlandzkiej historii, z narracją przefiltrowaną przez perspektywę dziewięcioletniego chłopca. Znakomicie nakręcone, doskonale zagrane i udźwiękowione kino – i prawdopodobnie jeden z najpoważniejszych kandydatów do Oscara w kategorii „film roku”.

Mauretańczyk

Oparta na faktach historia o rzeczach o których wielu ludzi mówiło, ale już znacznie mniej czasu poświęcało na ich gruntowną analizę. Paradoksalnie jednak, największą siłą filmu Macdonalda, jest… jego emocjonalna płaskość. Oczywiście tylko pozorna – kiedy przed oczyma staną nam wieńczące film plansze, z wielkim prawdopodobieństwem poczujemy się jakbysmy dostali w twarz. Niby oczywistość zatem, ale z rodzaju tych po których wyjątkowo trudno się pozbierać.

Lamb

Debiut islandzkiego reżysera rozgrywa się na odizolowanej farmie, gdzie młode małżeństwo opiekuje się stadem owiec. Ich surowe, wypełnione pracą życie zmienia się gwałtownie, gdy pewnej nocy w zagrodzie przychodzi na świat niezwykła istota – czyli ni to baśń, ni to dramat, ni to horror – ale z całą pewnością jeden z najbardziej nietypowych filmów mijającego roku.

Jeden gniewny człowiek

Guy Ritchie i Jason Statham we wspólnym wysiłku stworzenia tradycyjnego, męskiego kina akcji z dość oczywistym twistem i bohaterem-zakapiorem, który samym spojrzeniem powala na ziemię adwersaży. Wysiłek dodajmy, udanym – „Jeden gniewny człowiek” to bowiem modelowy przykład kina które nie musi być nie wiadomo jak oryginalne, by sprawiać lwią ilość radochy. Nasza recenzja [TUTAJ]

Legion Samobójców: The Suicide Squad

Jeśli pierwszy „Legion samobójców” należy uznać za całkowitą porażkę, to podejście do tematu numer dwa jest jego cąłkowitym przeciwieństwem – a zatem bezpardonową zabawą gatunkami, przyprawioną dodatkowo szczyptą groteski i absurdu. Innymi słowy świetna zabawa dla każdego, kto chciałby alternatywy dla nieskazitelnych Marvelowych herosów. Nasza recenzja [TUTAJ]

Maciej Bachorski

Pasjonat staroszkolnych horrorów science fiction w stylu "Obcego", "Cosia" czy "Ukrytego Wymiaru", rockowej/metalowej muzyki i przyzwoitej (znaczy, nie tylko single malt) whisky. Pisywał dla "Playboya", "PIXELA", czy "Wiedzy i Życia", a obecnie współpracuje z "Nową Fantastyką", "CD-Action" i "Netfilmem".

Zobacz także

Subiektywne podsumowanie roku 2023 – Komiksy – Serie kontynuowane

Miniony rok obrodził pokaźną ilością znakomitych komiksów. O najlepszych (w naszej redakcyjnej opinii) tytułach / …

Leave a Reply