Nie ukrywam – uwielbiam Neila Gaimana i uważam go za jednego z najlepszych gawędziarzy naszych czasów. Owszem, nie wszystko, co wychodzi spod jego pióra to rzeczy wybitne, ale większość słusznie dosłużyła się tego miana. A te pozostałe też są co najmniej dobre, albo bardzo dobre. Tak więc kolejna – po „Historiach prawdopodobnych” i „Stworach nocy” – adaptacja komiksowa jego opowiadań to coś, na co wyczekiwałem z niecierpliwością godną zagorzałego fana. I – oceniając w jednym zdaniu – nie zawiodłem się.
„Szkło, śnieg i jabłka oraz inne historie” to przeniesione do komiksowego medium trzy nowele Gaimana, z których trudno mi wybrać tę najlepszą, najciekawszą. One są bowiem skrajnie różne. Choć wszystkie oscylują w granicach baśniowych odniesień, to każda operuje w innym spektrum gatunkowym, przez co trudno je porównywać jeden do jednego. I choć mnie – całkowicie subiektywnie – najmocniej przypadła do gustu pierwsza – Trollowy most”, to wszystkie trzy zasługują na uwagę i zachwycają ukrytym w nich potencjałem emocjonalnej ekspresji.
Uwielbiam Gaimana głównie za to, że potrafi – jak chyba żaden inny twórca – patrzeć na wskroś baśni, mitów i legend. On czerpie z nich garściami, ale nie jest to bynajmniej tandetne, efekciarskie odtwórstwo, ale bardzie umiejętność przepoczwarzania ich na zupełnie nowe, zaskakujące opowieści. W których owszem, dostrzeżemy z łatwością pierwotny rdzeń, ale które – same w sobie – są już czymś innym, w pełni autonomicznym dziełem, wyzwalającym się z okowów podobieństwa do pierwowzoru. Doskonałym przykładem tego jest – w tym albumie – tytułowe „Szkło, śnieg i jabłka”, będące parafrazą klasycznej, znanej chyba wszystkim (przynajmniej w naszym, europejskim kręgu kulturowym) baśni o Królewnie Śnieżce. Opowiedziana przez Gaimana na nowo, buzuje od nieskrępowanego erotyzmu, mrocznych pragnień i całkowicie wywraca do góry nogami znany nam z oryginału rozkład ról! Dobro i zło w klasycznej historii zaskakująco zostają zamienione miejscami, przez co całość nabiera niezwykłego, nowatorskiego wydźwięku, nadal pozostając doskonale czytelnym w zakresie źródłowych odniesień. To fabularny majstersztyk w obszarze zabawy reinterpretacyjnej, której – jako twórca – sam niemożebnie zawsze Gaimanowi zazdrościłem. A która w tym komiksie uwidacznia się chyba najmocniej. Graficznie to kolejny przykład tego, że tworzywo komiksowe może sięgać po walory dzieła sztuki i deprecjonowanie go jest krzywdzące dla samego dzieła, jak i jego twórcy. Coleen Dornan – odpowiedzialna za ilustracje do tej historii jak i wspomnianego na wstępie „Trollowego mostu”, w tym przypadku uwidacznia swoje zafascynowanie pracami Harry’ego Clarke’a – irlandzkiego witrażysty i ilustratora z przełomu wieku XIX i XX. Zapewne nie znacie prac tego twórcy, ale to, czego możecie się spodziewać, macie przedsmak już na okładce całego albumu. A po lekturze samej noweli zrozumieć łatwo, czemu Dornan uznawana jest za jedną z najwybitniejszych artystek w branży komiksowej. Jej adaptacja gaimanowskiej opowieści nabiera o wiele mocniejszego wydźwięku przez przebogatą, mocno secesyjną oprawę graficzną, ciążącą wręcz w kierunku stylistyki art nouveau. Nie powinno to zresztą dziwić, bowiem sam Clarke tworzył w okresie, kiedy ten prąd w sztuce cieszył się największą popularnością. A w pracach Dornan – oprócz oczywistych odniesień do stylu Clarke’a znajdziemy echa twórczości takich artystów, jak Aubrey Beardsley, Will H. Bradley, Eugene Grassett, czy Alphonce Mucha. Witrażowy układ kadrów, ostre, pogrubione kontury oraz dopracowanie detali tła to wyznaczniki tych, jakże znakomitych ilustracji. Dla nich samych warto by było sięgnąć po niniejszy album.
Kolejnym, wspomnianym już (i pierwszym w albumie) komiksem jest „Trollowy most”, także zilustrowany przez Coleen Dornan. Tutaj jednak graficzka postawiła na zupełnie inną formę, adekwatniejszą do rytmu i stylistyki gaimanowskiej opowieści. Historyjka o małym Jacku, który od zawsze wierzył w trolle, a pewnego dnia spotyka pod mostem właśnie takie baśniowe stworzenie i musi się z nim targować o własne życie to opowieść niezwykle smutna, w której finale zaczynamy powątpiewać, kto w opowieści tak naprawdę jest potworem, a kto ofiarą. Trafne i subtelnie opowiedziane okazuje się przykładem bardzo wnikliwej obserwacji świata przez Gaimana, czemu zwyczajowo daje on wydźwięk w swojej twórczości.
Ostatni komiks w albumie to „Jak rozmawiać z dziewczynami na prywatkach”. Tragikomiczna opowiastka o problemach w relacjach pewnego piętnastolatka, który przypadkowo trafia na bardzo tajemniczą prywatkę z niezwykłymi pięknościami. Spotkanie to sprawi, że z pewnością nie nabierze on przesadnej śmiałości do dziewczyn… Narysowana jest w lekkim tonie przez duet Fabio Moon i Gabriel Ba. Brazylijscy bracia są znani polskim czytelnikom z genialnego komiksu „Dwaj bracia”, a ich artystyczna wrażliwość dobrze komponuje się z quasi ironiczną wymową scenariusza Gaimana. Bardzo cartoonowa kreska mocno odróżnia się od artystycznie wysublimowanych rysunków Dornan, ale nadal świetnie radzi sobie w obszarze komiksowego medium. A co ważniejsze, zgrabnie wpasowuje się w ciężar samej opowieści.
„Szkło, śnieg i jabłka oraz inne historie” to trzeci już – po „Historiach prawdopodobnych” oraz „Stworach nocy i innych historiach” album z komiksowymi adaptacjami opowiadań Neila Gaimana. Z pewnością nie odbiega jakością od poprzedników w warstwie scenariuszy. A graficznie – kto wie, czy nie okazuje się najlepszy?
Szkło, śnieg i jabłka oraz inne historie
Nasza ocena: - 90%
90%
Scenariusz: Neil Gaiman. Rysunki: Coleen Dornan, Fabio Moon i Gabriel Ba. Wydawnictwo Egmont 2022