Gorący temat

Stworzona do miłości, sezon 2 – w oparach technologicznego absurdu [recenzja]

Drugi sezon “Stworzonej do miłości” to znacznie większe stężenie absurdu w historii, która rozwija się w nieprzewidywalnym kierunku. Twórcy w groteskowym stylu punktują technologiczne zagrożenia, jednocześnie zapewniając widzom mnóstwo dobrej zabawy.

Pierwszy sezon, który można było oglądać u nas wraz z premierą HBO MAX był niczym krzywe zwierciadło dla “Black Mirror” (choć ów serial też miał przecież groteskowe momenty). Fabuła serialu z Cristin Milioti w roli głównej wydawała się zabawą na jeden raz, tymczasem czeka nas już nawet więcej niż dwa sezony. I to jest naprawdę dobra wiadomość, ponieważ “Stworzona do miłości” złapała pełny wiatr w żagle i płynie w zwariowanym kierunku. Straszy, ale też relaksuje, a kolejne fabularne dziwactwa sprawiają, że oglądając drugi sezon czujemy się trochę tak, jakbyśmy byli na lekkim haju.

Pierwszy sezon zakończył się kompromisem Hazel i Byrona. Uciekająca przed mężem bohaterka musi wrócić do Hub-u z powodu choroby jej ojca. Herbert jest chory na raka i tylko specjaliści, których zgromadził w swojej enklawie Byron są w stanie skutecznie walczyć z chorobą. Mimo teoretycznie poważnego wątku, umieszczenie ojca Hazel w Hub-ie i ukrywanie przed nim tego faktu prowadzi do wielu zabawnych sytuacji i istotnych dla fabuły nieporozumień, a sam Ray Romano wydaje się znakomicie bawić swoją rolą.

Natomiast Hazel jest skazana na towarzystwo Byrona, choć co chwila, już bez ogródek jawnie demonstruję swoją dezprobatę dla męża. O dziwo, ten jest coraz częściej spolegliwy, ulega jej żądaniom na czele z tym głównym, czyli usunięciem chipa, dzięki któremu mógł ją stale monitorować. Czyżby skruszony Byron wchodził na dobrą drogę? O nie , nie ma tak łatwo, ów bohater zawsze ma jakieś asy w rękawie (choćby ten jeden, najistotniejszy, ze zdigitalizowaną świadomością swoją i Hazel), choć nie ulega wątpliwości, że coś się w nim zmieniło, na przykład to, że znowu postanawia pokazać się publicznie. A już na pewno Billy’emu Magnussenowi udało się pokazać, że jego bohater jest bardziej skomplikowną postacią, niż Byron, którego znaliśmy w pierwszym sezonie. I za to właśnie, za rozwijanie poszczególnych postaci w ciekawą stronę twórcy mają dużego plusa. 

Co więcej, pojawiają się nowi bohaterowie, w tym z rodzinnego kręgu Byrona, ale może nie spoilerujmy, bo jest tutaj kilka zaskoczeń. Do Hub-u trafia też znany z poprzedniego sezonu Jasper, agent FBI, dzięki czemu odsłaniane są przed nami kolejne tajemnice ukrytego przed światem przybytku. Jednak najciekawiej rozwija się wątek zdigitalizowanych świadomości dwójki głównych bohaterów, które w cyfrowym świecie zaczynają żyć własnym życiem, tak jak w przypadku cyfrowej Hazel, z pragnieniem doświadczenia świata fizycznego. No i tutaj dopiero będzie się działo. 

Twórcy “Stworzonej do miłości” są w drugim sezonie niczym zdolni prestidigitatorzy, którzy co i rusz wyciągają z kapelusza kolejnego fabularnego królika. I co ważne nie są to tylko elementy popychające do przodu główne wątki, ale różnorodne smaczki, poboczne postacie, które pojawiają się tylko na chwilę (jak pani generał amerykańskiej armii ze scen na przyjęciu) i budują groteskową otoczkę. Na wierzch wychodzą wtedy różne fobie, dziwne, skrywane namiętności (lalka Herberta jest obiektem pożądania nie tylko dla niego samego). A już w chwili, kiedy pojawia się kumpela Hazel, Bangles, wiadomo że będzie i ostro, i śmiesznie. 

Mamy zatem serial do śmiechu o poważnych sprawach, idący trochę innym torem niż pokrewny “Upload”. Tam, mimo komediowego tonu fabuła trochę bardziej stara się zachować wiarygodność w kluczowych aspektach, natomiast w “Stworzonej do miłości” równie ważna staje się groteskowa estetyka, czasem niczym w stylu Monty Pythona, która coraz mocniej zaczyna wpływać na fabułę. Czy to dobrze, czy raczej odwrotnie? Na razie seans sprawia tyle frajdy, że w ogóle to nie przeszkadza. Drugi sezon ma mieć osiem odcinków i na kolejne będziemy musieli już dłużej poczekać. 

Stworzona do miłości, sezon 2

Nasza ocena: - 70%

70%

Twórcy: Alissa Nutting. Występuję: Cristin Milioti, Billy Magnussen, Ray Romano i inni. HBO Max

User Rating: Be the first one !

Tomasz Miecznikowski

Filmoznawca z wykształcenia. Nałogowy pochłaniacz seriali. Kocha twórczość Stephena Kinga i wielbi geniusz Alana Moore'a. Pisał artykuły do "Nowej Fantastyki" i Instytutu Książki, jego teksty i recenzje ukazują się na portalach fantastyka.pl i naekranie.pl. Wyróżniony przez użytkowników fantastyka.pl za najlepszy tekst publicystyczny 2013 roku.

Zobacz także

Infamia – romska etiuda o dorastaniu na pograniczu dwóch kultur [recenzja]

Bardzo kusi, by określić Netflixową „Infamię” romską wersją Szekspirowskiego „Romea i Julii”. Kusi, ale chyba …

Leave a Reply