Choć minione 365 dni wśród pełnych metraży stoi w cieniu pytania o to czy kina rzeczywiście upadną, nie zabrakło w nich miejsca dla kilku wartych uwagi perełek. O kompletną listę jak zawsze jest wyjątkowo trudno, choćby ze względu na prozaiczny powód niemożliwości obejrzenia wszystkich hitów – potraktujcie zatem poniższe zestawienie, jako zbiór nie tyle powszechnie uznawanych za najlepsze, a po prostu naszych ulubionych filmów AD 2020.
Possessor
To bezkompromisowy w ukazywaniu przemocy horror, wzbogacony odpowiednią dawką nihilistycznej wizji nie tak odległej przyszłości, szczyptą arthouse’u i wreszcie solidnie przepracowanych podstaw psychologii. Tym samym Brandon Cronenberg udowadnia, że zdecydowanie ma potencjał na to by w materii niekonwencjonalnej grozy zaskoczyć nas jeszcze nie raz. Więcej tutaj.
Na rauszu
Znakomite popisy aktorskie z Madsem Mikkelsenem na czele, to tylko jedna strona medalu tego nietypowego filmu – drugą jakże wartościową jest celnie wymierzona dawka humoru połączona z wcale nie tak błahym wytłuszczeniem (i krytyką) kultury picia w Danii. Zastanawialiście się kiedyś jak świat wygląda na tytułowym ciągłym rauszu? No to macie odpowiedź.
Love and Monsters
Film, który dostarcza sporo rozgrzewającej serce zabawy i tak diabelnie potrzebnej odskoczni od chaosu dziejącego się za oknem. Czy od kina science fiction targetowanego dla nastoletniej widowni można wymagać czegoś więcej? Może obecności wiernego psa, który okaże się prawdziwym zakapiorem? Chociaż czekajcie… jego tam też znajdziecie. Nasza recenzja tutaj.
Zła edukacja
Niedoceniony dramat który potrafi opowiadać o rzeczach trudnych i kontrowersyjnych pod płaszczykiem cokolwiek lekkiej formy. A zatem spory ładunek skłaniającego ku refleksji przekazu, jeszcze podkreślany przez znakomitą, niejednoznaczną rolę Hugh Jackmana. Czy oskarową? No cóż, przekonamy się niebawem.
The Dark and The Wicked
Od czasu do czasu pisze się o tego typu kinie grozy które powoduje, że wycieczka do toalety w przerwie seansu urasta do rangi niemożliwej wyprawy. Jak w każdym przypadku, wszystko zależy od indywidualnej wrażliwości odbiorcy – jeśli jednak dać się porwać wykreowanemu przez Bertino gęstemu klimatowi, „The Dark and the Wicked” ma wszelkie zalety, by do zacnego grona jego reprezentantów dołączyć. Więcej tutaj.
Proces 7 z Chicago
Film Sorkina udowadnia, że nic nie ginie w mrokach historii i wystarczy więcej niż odrobina zaangażowania, by przypomnieć nam jej ważne chwile. A to, że samo przypomnienie niesie ze sobą przeróżne implikacje, w przypadku “Procesu siódemki z Chicago” jest już zasługą scenariusza i reżyserii Aarona Sorkina oraz całej, znakomicie się spisującej ekipy filmowej. Więcej tutaj.
Tenet
Pomimo mankamentów, najnowsze dzieło Nolana pozostaje bowiem przeżyciem z tych, które mało kogo pozostawi obojętnym. A to już znak kina, które niesie ze sobą wartość większą, niż tylko rozrywkę. Nasza recenzja tutaj.
Minari
Historia którą można odnieść do każdego z nas, mimo że oparta o autobiograficzną powieść. Wielka siła oddziaływania filmu to w tym wypadku nie tylko jego łatwość w przyswojeniu, ale i sama treść: to historia dwóch jednoczesnych asymilacji – z jednej strony rodziny asymilującej do trudów życia na obczyźnie, a z drugiej także historia człowieka asymilującego się w rodzinie.
Spontaneous
By na tej bodaj najbardziej oryginalnej komedii romantycznej ostatnich kilku lat naprawdę dobrze się bawić, należy przede wszystkim już od pierwszych scen odrzucić kwestionowanie logiki i analizę przedstawionych wydarzeń na poziomie naukowym, a miejsce tychże przyjąć założenie, że mamy do czynienia bardziej z metaforą wkraczania w dorosłość, niż – paradoksalnie w obliczu wiader posoki zalewających ekran – dosłownym science fiction. Ci którzy to zrobią zostaną wynagrodzeni kilkudziesięcioma minutami wcale niegłupiej historii. Nasza recenzja tutaj.
Sound of Metal
Przejmujący portret perkusisty heavy metalowego zespołu który traci słuch to nie tylko jeden z najlepiej (paradoksalnie) udźwiękowionych filmów ostatnich lat, ale przede wszystkim dramat człowieka który musi pogodzić się z tym, że jego dotychczasowe życie bezpowrotnie się zmienia – niezależnie od tego jak bardzo próbowałby z tym faktem walczyć. Wielkie małe kino.
1917
Wydaje się, że ten film oglądaliśmy lata temu, tymczasem w tej chwili nie minął jeszcze rok, odkąd pojawił się pod koniec stycznia 2020 roku w polskich kinach. Ten obraz z oscarowej puli to właśnie film wprost stworzony do oglądania na dużym ekranie. Niezwykłą odyseję dwóch żołnierzy podczas Pierwszej Wojny Światowej oglądało się z zapartym tchem. Tym filmem Sam Mendes wrócił do reżyserskiej formy, ale na największe pochwały zasługują tu zdjęcia oraz montaż – którego w filmie przedstawionym na ekranie za pomocą jednego ujęcia po prostu nie widać. Ale to tylko iluzja i dowód na to, że kino potrafi przekroczyć wszelkie ograniczenia.
Głębia Strachu
Ostatnia pozycja na liście, to taki mały prztyczek w nos od nas wszystkim tym, którzy najpierw jojczą, że nie kręci się już duchowych spadkobierców „Obcego”, a kiedy takowe dostają, nie podoba im się odtwórczość. Jeśli więc nie przeszkadzają wam widoczne jak na dłoni inspiracje tuzami gatunku i postawienie na akcję w miejsce budowania klimatu, możecie bez żadnych obaw dać tej produkcji szansę. Nasza recenzja tutaj.